- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2015
Dystans całkowity: | 360.32 km (w terenie 54.00 km; 14.99%) |
Czas w ruchu: | 18:46 |
Średnia prędkość: | 16.82 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.00 km/h |
Suma kalorii: | 7162 kcal |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 27.72 km i 2h 40m |
Więcej statystyk |
Popołudniowy wypad nad jezioro Piaski z Hanią i z Adamem.
Niedziela, 5 lipca 2015 | dodano: 05.07.2015Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Na diecie oczyszczającej w "Wiejskim Zakątku u Hani".
Dzień 4. niedziela, 5 lipca 2015. Breń.
Popołudniowy wypad nad jezioro Piaski z Hanią i z Adamem.
Cały czas na zasilaniu wyłącznie zielskiem, ale jakoś się jedzie i jakoś się pływa. ;)
Po drodze minęliśmy przydrożną kapliczkę...
...gdzieś między Łaskiem a Wygonem.
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 258 (kcal)
Dzień 4. niedziela, 5 lipca 2015. Breń.
Popołudniowy wypad nad jezioro Piaski z Hanią i z Adamem.
Cały czas na zasilaniu wyłącznie zielskiem, ale jakoś się jedzie i jakoś się pływa. ;)
Po drodze minęliśmy przydrożną kapliczkę...
...gdzieś między Łaskiem a Wygonem.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
13.02 km (8.00 km teren), czas: 00:57 h, avg:13.71 km/h,
prędkość maks: 25.00 km/hTemperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 258 (kcal)
Do "Wigwamu" koło Płoszkowa.
Sobota, 4 lipca 2015 | dodano: 04.07.2015Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Na diecie oczyszczającej w "Wiejskim Zakątku u
Hani". Dzień 3. Sobota, 4 lipca 2015. Breń.
Po porannym biegu mimo piekielnego skwaru wybrałem się na rowerek.
Nawet kot miał dość. ;)
Pojechałem do najpierw na "Misiacz Route No. 8" a potem do "Wigwamu" Nadleśnictwa Bierzwnik.
Dieta weszła z fazy "wkurzony flak" na "zadowolony power", mimo że żywię się wyłącznie zielskiem. :)
Temperatura:34.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 537 (kcal)
Po porannym biegu mimo piekielnego skwaru wybrałem się na rowerek.
Nawet kot miał dość. ;)
Pojechałem do najpierw na "Misiacz Route No. 8" a potem do "Wigwamu" Nadleśnictwa Bierzwnik.
Dieta weszła z fazy "wkurzony flak" na "zadowolony power", mimo że żywię się wyłącznie zielskiem. :)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
26.40 km (15.00 km teren), czas: 01:25 h, avg:18.64 km/h,
prędkość maks: 33.00 km/hTemperatura:34.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 537 (kcal)
Na diecie oczyszczającej w Wiejskim Zakątku u Hani.
Czwartek, 2 lipca 2015 | dodano: 02.07.2015Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Dzień 0/1. Środa / czwartek, 1 lipca / 2 lipca 2015 Breń.
Do Wiejskiego Zakątka u Hani przyjeżdżam w środę 1 lipca pod wieczór z zamiarem rozpoczęcia diety "na uczciwie" dopiero następnego dnia, jednak od razu decyduję się na warzywną kolację.
Z lekkim niedowierzaniem słucham zapowiedzi Hani, że pobudka jutro o 7:00, potem lekki rozruch i śniadanie o 8:00.
No jak to?
Przyjeżdżam w plener z dala od Szczecina i wyspać się nie mogę?
Tymczasem nad ranem...
Budzę się sam zupełnie wyspany, w okno świeci wschodzące słońce.
Spoglądam na budzik.
5:00.
Zaraz, zaraz...
Coooo jest grane ?!!!
Wczoraj w domu nie mogłem się zwlec z łóżka przed 8:00, a dziś brykam o 5:00?
No nie, czarownica jakaś czy co?
Wiem, że zatrudniła też skrzydlatego wspólnika!
Jak tylko otworzyłem oczy, dziób zaczął drzeć kogut i nie ustawał przez blisko pół godziny (nadal nie ustaje), co jest zresztą bez znaczenia bo i tak czuję się rześki, a co ciekawe, to po mojej głowie chodzi myśl, żeby od razu napisać to co właśnie piszę.
A teraz coś o samej diecie.
Człowiek jest niestety jak system Windows, a jedzenie jak dziesiątki aplikacji i stron, które odwiedziliśmy.
Po wielu latach wszystko jest totalnie zaśmiecone i zaczynamy "zamulać", pojawiają się alergie i inne niepożądane stany.
Wiele lat temu zdecydowałem się na samodzielne przeprowadzenie warzywnej diety dr Dąbrowskiej w domu i udało mi się na niej wytrwać 2 tygodnie.
Po 4 dniach zniknęły u mnie wszelkie alergie (!!!) i niczym małpa na kit rzuciłem się na jabłka, których nie mogłem wziąć do ust przez ponad 10 lat, gdyż pojawiały się duszności i bolał mnie cały przełyk...no więc jadłem te jabłka na tony potem.
Jednak żeby nie było tak wesoło, to należy wiedzieć, że dzięki specyficznemu składowi pożywienia organizm zaczyna sam pozbywać się toksyn, złogów, stanów zapalnych, zmian na skórze, mnóstwa chorób...czyli mamy TOTALNY detoks. Pierwsze dni są wyjątkowo upierdliwe, ponieważ cały nagromadzony latami "syf" zaczyna z nas masowo schodzić wszelkimi możliwymi drogami, w tym przez skórę i drogi oddechowe (lepiej się nie zbliżać) ;)
Zaczyna się "przeinstalowywanie" naszego Windowsa, zrzucamy na początek największy balast gromadzony latami.
Po kilku dniach sytuacja się uspokaja i oczyszczanie wchodzi na inne tory. Dieta "dobiera" się do wszelkich usterek naszego organizmu i je usuwa...a raczej organizm dostaje wolną rękę, by to zrobić.
Aaa...jeszcze jedno (jak mawiał porucznik Colombo) - dlaczego przyjechałem do Hani, a nie robiłem tego ponownie sam w domu?
Po pierwsze, w domu czyha za dużo pokus: chlebek, masełko, kawka, deserki, generalnie węglowodany, o których należy zapomnieć w tym czasie.
Po drugie, aby wytrwać na tej diecie, warto urozmaicać sobie jadłospis, a w trakcie oczyszczania na początku ogarnia często zniechęcenie, więc lepiej powierzyć to komuś, kto ma w tym doświadczenie i padło na Hanię.
Po trzecie, w grupce łatwiej, są zajęcia jakieś i nie myśli się całym dniem o pieczywie, tym bardziej że "okoliczności przyrody" są tu przepiękne!
Dziś tak naprawdę początek pierwszego dnia i jeszcze nie czuję "skutków ubocznych".
Na razie zacząłem od litrowego kubka ciepłej wody z cytryną (powiedzmy, że można to nazwać kubkiem), potem zrobię jogę tybetańską i ... czekam na oficjalną pobudkę i śniadanie.
Jeśli tylko będę w stanie, opiszę kolejne dni (zdecydowałem się na wersję 5-dniową na razie, ale jeśli poczuję że mogę dłużej, to postaram się w tym wytrwać kontynuując w domu).
Dzień 1. Czwartek, 1 lipca 2015 Breń.
No, takiego śniadania to chyba nigdy nie jadłem: ;)
- szklanka soku z grejpfruta
- pół talerza kapusty kiszonej
- sałatka z ogórków, rzodkiewki i koperku
- "carpaccio" z buraków gotowanych z chrzanem
- gorąca zupa warzywna
Po takiej "bombie kalorycznej" ;) nie pozostało nic innego jak spalić te "kalorie", choć żartuję sobie, że takie jedzenie jest w ogóle niepalne.
Uzbrojony w sok pomidorowy i wodę z cytryną wybrałem się na skromne 20 km nad jezioro Piaski położone w lesie w otulinie Drawieńskiego Parku Narodowego.
Nawierzchnia nie rozpieszczała, więc sił troszkę poszło na walkę z telepaniem kierownicy, ale za to widok jeziora z krystaliczną wodą wynagrodził te trudy...które i tak na mnie czekały ponownie w drodze powrotnej.
Cóż, po powrocie trudy wynagrodził mi napar z czystka, kawałek arbuza (rozpusta) i sałatka...z kapusty. :)
Aby do obiadu! ;)
W tej chwili wszystko przebiega pomyślnie, ciekawe czy będę w stanie coś zrobić lub choćby napisać trzeciego dnia. :D
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 411 (kcal)
Do Wiejskiego Zakątka u Hani przyjeżdżam w środę 1 lipca pod wieczór z zamiarem rozpoczęcia diety "na uczciwie" dopiero następnego dnia, jednak od razu decyduję się na warzywną kolację.
Z lekkim niedowierzaniem słucham zapowiedzi Hani, że pobudka jutro o 7:00, potem lekki rozruch i śniadanie o 8:00.
No jak to?
Przyjeżdżam w plener z dala od Szczecina i wyspać się nie mogę?
Tymczasem nad ranem...
Budzę się sam zupełnie wyspany, w okno świeci wschodzące słońce.
Spoglądam na budzik.
5:00.
Zaraz, zaraz...
Coooo jest grane ?!!!
Wczoraj w domu nie mogłem się zwlec z łóżka przed 8:00, a dziś brykam o 5:00?
No nie, czarownica jakaś czy co?
Wiem, że zatrudniła też skrzydlatego wspólnika!
Jak tylko otworzyłem oczy, dziób zaczął drzeć kogut i nie ustawał przez blisko pół godziny (nadal nie ustaje), co jest zresztą bez znaczenia bo i tak czuję się rześki, a co ciekawe, to po mojej głowie chodzi myśl, żeby od razu napisać to co właśnie piszę.
A teraz coś o samej diecie.
Człowiek jest niestety jak system Windows, a jedzenie jak dziesiątki aplikacji i stron, które odwiedziliśmy.
Po wielu latach wszystko jest totalnie zaśmiecone i zaczynamy "zamulać", pojawiają się alergie i inne niepożądane stany.
Wiele lat temu zdecydowałem się na samodzielne przeprowadzenie warzywnej diety dr Dąbrowskiej w domu i udało mi się na niej wytrwać 2 tygodnie.
Po 4 dniach zniknęły u mnie wszelkie alergie (!!!) i niczym małpa na kit rzuciłem się na jabłka, których nie mogłem wziąć do ust przez ponad 10 lat, gdyż pojawiały się duszności i bolał mnie cały przełyk...no więc jadłem te jabłka na tony potem.
Jednak żeby nie było tak wesoło, to należy wiedzieć, że dzięki specyficznemu składowi pożywienia organizm zaczyna sam pozbywać się toksyn, złogów, stanów zapalnych, zmian na skórze, mnóstwa chorób...czyli mamy TOTALNY detoks. Pierwsze dni są wyjątkowo upierdliwe, ponieważ cały nagromadzony latami "syf" zaczyna z nas masowo schodzić wszelkimi możliwymi drogami, w tym przez skórę i drogi oddechowe (lepiej się nie zbliżać) ;)
Zaczyna się "przeinstalowywanie" naszego Windowsa, zrzucamy na początek największy balast gromadzony latami.
Po kilku dniach sytuacja się uspokaja i oczyszczanie wchodzi na inne tory. Dieta "dobiera" się do wszelkich usterek naszego organizmu i je usuwa...a raczej organizm dostaje wolną rękę, by to zrobić.
Aaa...jeszcze jedno (jak mawiał porucznik Colombo) - dlaczego przyjechałem do Hani, a nie robiłem tego ponownie sam w domu?
Po pierwsze, w domu czyha za dużo pokus: chlebek, masełko, kawka, deserki, generalnie węglowodany, o których należy zapomnieć w tym czasie.
Po drugie, aby wytrwać na tej diecie, warto urozmaicać sobie jadłospis, a w trakcie oczyszczania na początku ogarnia często zniechęcenie, więc lepiej powierzyć to komuś, kto ma w tym doświadczenie i padło na Hanię.
Po trzecie, w grupce łatwiej, są zajęcia jakieś i nie myśli się całym dniem o pieczywie, tym bardziej że "okoliczności przyrody" są tu przepiękne!
Dziś tak naprawdę początek pierwszego dnia i jeszcze nie czuję "skutków ubocznych".
Na razie zacząłem od litrowego kubka ciepłej wody z cytryną (powiedzmy, że można to nazwać kubkiem), potem zrobię jogę tybetańską i ... czekam na oficjalną pobudkę i śniadanie.
Jeśli tylko będę w stanie, opiszę kolejne dni (zdecydowałem się na wersję 5-dniową na razie, ale jeśli poczuję że mogę dłużej, to postaram się w tym wytrwać kontynuując w domu).
Dzień 1. Czwartek, 1 lipca 2015 Breń.
No, takiego śniadania to chyba nigdy nie jadłem: ;)
- szklanka soku z grejpfruta
- pół talerza kapusty kiszonej
- sałatka z ogórków, rzodkiewki i koperku
- "carpaccio" z buraków gotowanych z chrzanem
- gorąca zupa warzywna
Po takiej "bombie kalorycznej" ;) nie pozostało nic innego jak spalić te "kalorie", choć żartuję sobie, że takie jedzenie jest w ogóle niepalne.
Uzbrojony w sok pomidorowy i wodę z cytryną wybrałem się na skromne 20 km nad jezioro Piaski położone w lesie w otulinie Drawieńskiego Parku Narodowego.
Nawierzchnia nie rozpieszczała, więc sił troszkę poszło na walkę z telepaniem kierownicy, ale za to widok jeziora z krystaliczną wodą wynagrodził te trudy...które i tak na mnie czekały ponownie w drodze powrotnej.
Cóż, po powrocie trudy wynagrodził mi napar z czystka, kawałek arbuza (rozpusta) i sałatka...z kapusty. :)
Aby do obiadu! ;)
W tej chwili wszystko przebiega pomyślnie, ciekawe czy będę w stanie coś zrobić lub choćby napisać trzeciego dnia. :D
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
20.07 km (15.00 km teren), czas: 01:18 h, avg:15.44 km/h,
prędkość maks: 40.00 km/hTemperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 411 (kcal)