- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2012
Dystans całkowity: | 765.68 km (w terenie 93.00 km; 12.15%) |
Czas w ruchu: | 38:06 |
Średnia prędkość: | 18.33 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.00 km/h |
Suma kalorii: | 13619 kcal |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 33.29 km i 2h 14m |
Więcej statystyk |
Z Basią na Głębokie.
Czwartek, 18 października 2012 | dodano: 18.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią...
Najpierw pozałatwiałem kilka spraw, a po powrocie Basi z pracy wyskoczyliśmy na Głębokie.
Bramka na plażę już zamknięta, jesień jakaś?
Siodełko Basi nr 5. Ech...
Markowe, dobre, nowe...ale...jak w przypadku każdego poprzedniego, regulacjom nie ma końca ;).
Może kupię fotel i jakoś go tu zamocuję? ;)
A jeszcze niedawno wśród tych platanów na Jasnych Błoniach fotografowałem wiosenne krokusy.
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 484 (kcal)
Bramka na plażę już zamknięta, jesień jakaś?
Siodełko Basi nr 5. Ech...
Markowe, dobre, nowe...ale...jak w przypadku każdego poprzedniego, regulacjom nie ma końca ;).
Może kupię fotel i jakoś go tu zamocuję? ;)
A jeszcze niedawno wśród tych platanów na Jasnych Błoniach fotografowałem wiosenne krokusy.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
30.30 km (8.00 km teren), czas: 01:44 h, avg:17.48 km/h,
prędkość maks: 38.00 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 484 (kcal)
Na zakupy do Lidla na "Kozie".
Środa, 17 października 2012 | dodano: 17.10.2012Kategoria Szczecin i okolice
Rower:Koza
Dane wycieczki:
3.28 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 32.00 km/hTemperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 65 (kcal)
Ha работy уехал...
Wtorek, 16 października 2012 | dodano: 16.10.2012Kategoria Szczecin i okolice
... а потом вернулся.
Вот и всё.
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 315 (kcal)
Вот и всё.
Rower:Koza
Dane wycieczki:
15.88 km (3.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 37.00 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 315 (kcal)
"Koza" i francuska zupa cebulowa.
Poniedziałek, 15 października 2012 | dodano: 15.10.2012Kategoria Szczecin i okolice
Dziś snułem się "Kozą" to tu, to tam.
Zawitałem oczywiście na zakupy spożywcze, jako że ostatnio czuję wenę kulinarną.
Dziś w menu była francuska zupa cebulowa na białym winie i maśle, z szałwią, zapiekana z grzankami i serem, do tego francuskie czerwone wytrawne wino :).
Basia myśli już o diecie, hehe ...
Mniam!
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 203 (kcal)
Zawitałem oczywiście na zakupy spożywcze, jako że ostatnio czuję wenę kulinarną.
Dziś w menu była francuska zupa cebulowa na białym winie i maśle, z szałwią, zapiekana z grzankami i serem, do tego francuskie czerwone wytrawne wino :).
Basia myśli już o diecie, hehe ...
Mniam!
Rower:Koza
Dane wycieczki:
10.76 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 31.00 km/hTemperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 203 (kcal)
Nad Schloss See do Damitzow i...po gruszki i jabłka w towarzystwie.
Niedziela, 14 października 2012 | dodano: 15.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Rano troszkę z Basią dziś "przyspaliśmy", zarzucając tym samym pierwotny plan jazdy z "Iskierkami" do Doliny Miłości w Zatoni. Stwierdziliśmy, że jakoś zbyt deszczowo jest i jeśli koło południa się wypogodzi, to skoczymy gdzieś bliżej. Pomysłu nie było, ale potem przypomniało mi się, że Basia nie widziała jeszcze malowniczego jeziora Schloss See w Damitzow. Start zaplanowaliśmy na 12:00. W międzyczasie dostaliśmy SMS-a od "Jaszka", że w ramach akcji "wycieczka last minute" zaprasza na zbiórkę nad jeziorko przy Derdowskiego na 11:30, a cel się wymyśli. Cóż, na tę godzinę nie byliśmy w stanie się wygrzebać, ale za to mieliśmy cel do zaoferowania ;).
Umówiliśmy się, że każdy rusza w kierunku Damitzow i gdzieś na trasie się spotkamy.
Najpierw "kłodę pod koła" rzuciła nam pogoda. Po przejechaniu ledwie 3 km na błękitnym niebie pojawiły się chmurki i lunęło jak z cebra. Dobrze, że akurat była stacja Shella, pod której dachem staliśmy blisko 15 minut. Akurat spotkaliśmy tam tankującego kolegę Mariusza, więc urozmaicał nam czas opowieściami z wyjazdu do Bułgarii.
Chmura jak przyszła, tak poszła i mogliśmy ruszać dalej. Tymczasem reszta ekipy podążała do celu pod błękitnym niebem, obserwując ciężką chmurę zawieszoną w Szczecinie nad Misiaczami.
Już mieliśmy nadrobić stracony czas, gdy dosłownie w ostatniej chwili na ul. Cukrowej zamknął się nam szlaban przed nosem. Dróżnik był tak "mądry", że opuszczał bariery w momencie, gdy na torach był jeszcze miejski autobus, a pociągu nawet jeszcze nie było widać na horyzoncie.
O ile jeszcze rozumiem sens opuszczania szlabanu, gdy pociąg nadjeżdża (ten akurat po przyjechaniu tkwił na stacji parę minut, więc też nieco bez sensu), to zupełnie nie wiem po co trzymać szlaban zamknięty nawet do 5 minut po przejeździe. Co? Nagle pociąg z piskiem kół wróci na wstecznym? :)
Osobowy pojechał i...leniwa lokomotywka zaczęła leniwie przetaczać kilkadziesiąt cystern, a my staliśmy tam jak jakieś dwa ciołki, tymczasem ekipa "Jaszkowa" zaczęła "z nudów" zwiedzać kościół w Ladenthin :).
Cofać się przez Rondo Hakena nie było sensu, zrobiła to jedna parka na rowerach, ale nic im to nie dało.
Gdy my wspinaliśmy się pod wiatr pod dłuuuugi podjazd do Warnika, kościół już "został zwiedzony" i ekipa ruszyła w stronę Pomellen.
Nad głowami przetaczały się nam groźne chmury, z których każda mogła się w dowolnym momencie "zesikać", ale brnęliśmy dalej pod górę.
Wreszcie jednak wspięliśmy się, zaczął się zjazd, a za Ladenthin spotkaliśmy wracającą, zmarzniętą Anię "VonZan", która wciąż czuje lato i wybrała się w rękawiczkach bez palców ;).
Reszta drużyny oczekiwała na nas w wiacie w Pomellen, bo zaczął pokapywać deszczyk.
Basia dała tu upust swojej radości ze spotkania sympatycznych znajomych! ;)))
Oprócz Jacka i Beaty była jeszcze Ania, Marek i ich syn Kamil, który rwał się do jazdy mimo mżawki.
Opad na szczęście szybko ustał, wyszło słońce i można było ruszać!
Drogi mokre, ale niebo już błękitne.
Do końca dnia mieliśmy już spokój i nic na nas nie nakapało, chyba, że spod kół lub z drzew.
W "centrum" Radekow odbiliśmy na czerwony szlak do Damitzow (słowiańska nazwa Damiczów), do którego ostatnie dwa kilometry wiodą po drodze z płyt.
Sama miejscowość wygląda, jakby była na końcu świata.
Jej atrakcją jest malownicze jezioro Schloss See (Zamkowe), na którym znajduje się Schloss Insel (Wyspa Zamkowa). Można na nią wjechać małym czerwonym mostkiem.
Po samym zamku nie widać już żadnego śladu, być może gdzieś tam są jakieś resztki w trawie czy ziemi, ale nie sprawdzałem.
Więcej o miejscowości i jej architekturze można poczytać TUTAJ (KLIK).
Zamku na wyspie nie ma, ale za to są piękne, kilkusetletnie dęby!
Nad brzegiem jeziora zauważyłem tajemniczy (jak na razie) obelisk.
Z drugiej strony posiada on wyryte w kamieniu napisy i sądziłem, że pochodzi on sprzed wielu, wielu lat, tymczasem - jeśli dobrze odczytałem - poświęcony on jest Alfredowi, który w roku 1948, ratując uczniów spod lodu na jeziorze sam stracił tam życie.
W pobliżu obelisku przedarłem się przez krzaki na brzeg jeziora, naprawdę jest malownicze.
Wokół jeziora prowadzi też szlak (strzałka "Rundweg"), ale nie mieliśmy już czasu na jego przemierzenie, trzeba będzie tam zawitać ponownie.
W drodze powrotnej nazbieraliśmy całe sakwy pysznych gruszek.
Całą tę aleję mógłbym nazwać Aleją Gruszkową, tyle ich tam jest!
W pobliżu Nadrensee nastąpił kolejny etap zbieractwa, wiadomo, słowiańskie plemię wędrowne nie pozwoli, by pyszne winne jabłka zamieniły się w nawóz.
Kiedy jabłka zostały już zapakowane, Misiacz został "zmuszony" do dania obietnicy, że zaraz po powrocie przerobi jabłkowe zbiory na jabłkową tartę pieczoną na maśle...co też uczynił.
Jeszcze cieplutką spałaszowaliśmy ją wieczorkiem w towarzystwie chorwackiego winka z "Jaszkami", którzy zawitali już do nas "w cywilu".
I tylko "Jaszka" żal...
Przyjechał samochodem i delektował się herbatką ;))).
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1133 (kcal)
Umówiliśmy się, że każdy rusza w kierunku Damitzow i gdzieś na trasie się spotkamy.
Najpierw "kłodę pod koła" rzuciła nam pogoda. Po przejechaniu ledwie 3 km na błękitnym niebie pojawiły się chmurki i lunęło jak z cebra. Dobrze, że akurat była stacja Shella, pod której dachem staliśmy blisko 15 minut. Akurat spotkaliśmy tam tankującego kolegę Mariusza, więc urozmaicał nam czas opowieściami z wyjazdu do Bułgarii.
Chmura jak przyszła, tak poszła i mogliśmy ruszać dalej. Tymczasem reszta ekipy podążała do celu pod błękitnym niebem, obserwując ciężką chmurę zawieszoną w Szczecinie nad Misiaczami.
Już mieliśmy nadrobić stracony czas, gdy dosłownie w ostatniej chwili na ul. Cukrowej zamknął się nam szlaban przed nosem. Dróżnik był tak "mądry", że opuszczał bariery w momencie, gdy na torach był jeszcze miejski autobus, a pociągu nawet jeszcze nie było widać na horyzoncie.
O ile jeszcze rozumiem sens opuszczania szlabanu, gdy pociąg nadjeżdża (ten akurat po przyjechaniu tkwił na stacji parę minut, więc też nieco bez sensu), to zupełnie nie wiem po co trzymać szlaban zamknięty nawet do 5 minut po przejeździe. Co? Nagle pociąg z piskiem kół wróci na wstecznym? :)
Osobowy pojechał i...leniwa lokomotywka zaczęła leniwie przetaczać kilkadziesiąt cystern, a my staliśmy tam jak jakieś dwa ciołki, tymczasem ekipa "Jaszkowa" zaczęła "z nudów" zwiedzać kościół w Ladenthin :).
Cofać się przez Rondo Hakena nie było sensu, zrobiła to jedna parka na rowerach, ale nic im to nie dało.
Gdy my wspinaliśmy się pod wiatr pod dłuuuugi podjazd do Warnika, kościół już "został zwiedzony" i ekipa ruszyła w stronę Pomellen.
Nad głowami przetaczały się nam groźne chmury, z których każda mogła się w dowolnym momencie "zesikać", ale brnęliśmy dalej pod górę.
Wreszcie jednak wspięliśmy się, zaczął się zjazd, a za Ladenthin spotkaliśmy wracającą, zmarzniętą Anię "VonZan", która wciąż czuje lato i wybrała się w rękawiczkach bez palców ;).
Reszta drużyny oczekiwała na nas w wiacie w Pomellen, bo zaczął pokapywać deszczyk.
Basia dała tu upust swojej radości ze spotkania sympatycznych znajomych! ;)))
Oprócz Jacka i Beaty była jeszcze Ania, Marek i ich syn Kamil, który rwał się do jazdy mimo mżawki.
Opad na szczęście szybko ustał, wyszło słońce i można było ruszać!
Drogi mokre, ale niebo już błękitne.
Do końca dnia mieliśmy już spokój i nic na nas nie nakapało, chyba, że spod kół lub z drzew.
W "centrum" Radekow odbiliśmy na czerwony szlak do Damitzow (słowiańska nazwa Damiczów), do którego ostatnie dwa kilometry wiodą po drodze z płyt.
Sama miejscowość wygląda, jakby była na końcu świata.
Jej atrakcją jest malownicze jezioro Schloss See (Zamkowe), na którym znajduje się Schloss Insel (Wyspa Zamkowa). Można na nią wjechać małym czerwonym mostkiem.
Po samym zamku nie widać już żadnego śladu, być może gdzieś tam są jakieś resztki w trawie czy ziemi, ale nie sprawdzałem.
Więcej o miejscowości i jej architekturze można poczytać TUTAJ (KLIK).
Zamku na wyspie nie ma, ale za to są piękne, kilkusetletnie dęby!
Nad brzegiem jeziora zauważyłem tajemniczy (jak na razie) obelisk.
Z drugiej strony posiada on wyryte w kamieniu napisy i sądziłem, że pochodzi on sprzed wielu, wielu lat, tymczasem - jeśli dobrze odczytałem - poświęcony on jest Alfredowi, który w roku 1948, ratując uczniów spod lodu na jeziorze sam stracił tam życie.
W pobliżu obelisku przedarłem się przez krzaki na brzeg jeziora, naprawdę jest malownicze.
Wokół jeziora prowadzi też szlak (strzałka "Rundweg"), ale nie mieliśmy już czasu na jego przemierzenie, trzeba będzie tam zawitać ponownie.
W drodze powrotnej nazbieraliśmy całe sakwy pysznych gruszek.
Całą tę aleję mógłbym nazwać Aleją Gruszkową, tyle ich tam jest!
W pobliżu Nadrensee nastąpił kolejny etap zbieractwa, wiadomo, słowiańskie plemię wędrowne nie pozwoli, by pyszne winne jabłka zamieniły się w nawóz.
Kiedy jabłka zostały już zapakowane, Misiacz został "zmuszony" do dania obietnicy, że zaraz po powrocie przerobi jabłkowe zbiory na jabłkową tartę pieczoną na maśle...co też uczynił.
Jeszcze cieplutką spałaszowaliśmy ją wieczorkiem w towarzystwie chorwackiego winka z "Jaszkami", którzy zawitali już do nas "w cywilu".
I tylko "Jaszka" żal...
Przyjechał samochodem i delektował się herbatką ;))).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
55.17 km (2.00 km teren), czas: 03:13 h, avg:17.15 km/h,
prędkość maks: 50.00 km/hTemperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1133 (kcal)
Do Loecknitz w 9 do 10 osób po "izotoniki" ;).
Sobota, 13 października 2012 | dodano: 13.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Jako, że wczoraj na Forum RS nikt nic nie ogłosił (poza "Gadzikiem", ale to była za ostra propozycja), zagadałem do Krzyśka "Montera", czy ma ochotę jechać po "izotoniki" do Loecknitz. Miał, więc zacząłem pytać innych, a potem Krzysiek wrzucił temat na Forum i ugadaliśmy się na 10:00 przy jeziorku na Derdowskiego.
Stawiło się na początek 9 osób.
Poza Misiaczem byli jeszcze:
1) Baśka "Rudzielec"
2) Marzena "Foxy"
3) Ania "VonZan"
4) Piotrek "Bronik"
5) Krzysiek "Monter"
6) Jacek "Jaszek"
7) Michał "Ernir"
8) Piotrek "Butros"
Pod ostry wiatr ruszyliśmy w stronę Stobna i granicy Bobolin-Schwennenz. Za ciepło nie było, tym bardziej, że całą noc lał deszcz.
Tu zmierzamy w stronę Grambow, ale nim odpalił się mój przedpotopowy aparat, ekipa znikęnła za drzewami.
Grambow.
Z Grambow pokręciliśmy do Ramin, gdzie odłączył się Piotrek, który musiał wcześniej wracać do domu, my zaś dotarliśmy w końcu do Loecknitz, gdzie nad jeziorem "zgarnęliśmy" czekającego tam na nas dziesiątego uczestnika, Mirka "Srk23" z Polic...czyli w sumie nadal było nas 9 sztuk ;).
Pierwszy długi przystanek mieliśmy w sklepie "REWE".
Tu widać szczęśliwego "Jaszka" z zestawem preparatów do wytwarzania "zespołu dnia następnego", tudzież łagodniej zwanych "izotonikami" (zapasy "Jaszka" i "Bronika").
Z "REWE" przeturlaliśmy się do pobliskiego "NETTO", gdzie dokupiłem 2 kg żółtych serów i czerwone wino "Tempranillo", przez co razem z "izotonikami" "Berliner" masa mojego bagażu wzrosła w sumie o jakieś 6 kg.
Teraz nadszedł czas na labę nad jeziorkiem Loecknitzer See.
Otoczenie piękne, las, za lasem jezioro, ekipa świetna, legalne tu "izotoniki" smaczniutkie, więc nawet nie zauważyliśmy, gdy na zegarkach pojawiła się godzina 14:00 i trzeba było się zawijać do domu.
"Monter" nie byłby sobą, gdyby nie znalazł choćby jednego mini-mini skróciku (nawet w samym Loecknitz potrafi tego dokonać!!!), gdzie ludziska musieli przenosić rowery przez ścięte drzewa :)))
Na szczęście ja, "Jaszek" i "Ernir" nie załapaliśmy się na te atrakcje, gdyż spod wiaty wyjechaliśmy troszkę później (gleba wołała o zroszenie) i złapaliśmy "skrótowiczów" przy wyjeździe z miasteczka, gdy mocowali się z wyjściem z lasu przez ścięte drzewa :))).
Za Ploewen ciekawostka, nad Kutzower See było sztuczne gniazdo dla os (prawdziwych!!!), na szczęście tych choler już tam nie ma.
Do Bismark dojechaliśmy piękną brzozową aleją.
Moja i nie tylko - ulubiona aleja wśród brzózek!
Musiałem się zatrzymać, mimo, że reszta już pojechała.
No jak tu nie zrobić fotki?
Ekipa czekała na mnie w Bismark, na szczęście niezbyt długo.
Gdzieś tam wcześniej po drodze urwała się "Foxy", nawet nie zauważyłem kiedy, a na granicy w Lubieszynie zaczęliśmy się rozjeżdżać w różne strony.
Ja, Baśka, Jacek i Krzysiek wzdłuż granicy dojechaliśmy ponownie do Schwennenz, a po krótkim popasie w wiacie jeszcze po niemieckiej stronie pod Bobolin, gdzie się pożegnaliśmy.
Jako, że Basia "Misiaczowa" jeszcze była na trasie, więc niespiesznie ruszyłem przez Bobolin, Warnik, Barnisław, Smolęcin i Przecław do Szczecina.
Nim rozpakowałem duże sakwy, przełożyłem na bagażnik małe i przesmarowałem łańcuch, nadjechała Basia, wracająca ze swojej "pętli sławoszewskiej".
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1532 (kcal)
Stawiło się na początek 9 osób.
Poza Misiaczem byli jeszcze:
1) Baśka "Rudzielec"
2) Marzena "Foxy"
3) Ania "VonZan"
4) Piotrek "Bronik"
5) Krzysiek "Monter"
6) Jacek "Jaszek"
7) Michał "Ernir"
8) Piotrek "Butros"
Pod ostry wiatr ruszyliśmy w stronę Stobna i granicy Bobolin-Schwennenz. Za ciepło nie było, tym bardziej, że całą noc lał deszcz.
Tu zmierzamy w stronę Grambow, ale nim odpalił się mój przedpotopowy aparat, ekipa znikęnła za drzewami.
Grambow.
Z Grambow pokręciliśmy do Ramin, gdzie odłączył się Piotrek, który musiał wcześniej wracać do domu, my zaś dotarliśmy w końcu do Loecknitz, gdzie nad jeziorem "zgarnęliśmy" czekającego tam na nas dziesiątego uczestnika, Mirka "Srk23" z Polic...czyli w sumie nadal było nas 9 sztuk ;).
Pierwszy długi przystanek mieliśmy w sklepie "REWE".
Tu widać szczęśliwego "Jaszka" z zestawem preparatów do wytwarzania "zespołu dnia następnego", tudzież łagodniej zwanych "izotonikami" (zapasy "Jaszka" i "Bronika").
Z "REWE" przeturlaliśmy się do pobliskiego "NETTO", gdzie dokupiłem 2 kg żółtych serów i czerwone wino "Tempranillo", przez co razem z "izotonikami" "Berliner" masa mojego bagażu wzrosła w sumie o jakieś 6 kg.
Teraz nadszedł czas na labę nad jeziorkiem Loecknitzer See.
Otoczenie piękne, las, za lasem jezioro, ekipa świetna, legalne tu "izotoniki" smaczniutkie, więc nawet nie zauważyliśmy, gdy na zegarkach pojawiła się godzina 14:00 i trzeba było się zawijać do domu.
"Monter" nie byłby sobą, gdyby nie znalazł choćby jednego mini-mini skróciku (nawet w samym Loecknitz potrafi tego dokonać!!!), gdzie ludziska musieli przenosić rowery przez ścięte drzewa :)))
Na szczęście ja, "Jaszek" i "Ernir" nie załapaliśmy się na te atrakcje, gdyż spod wiaty wyjechaliśmy troszkę później (gleba wołała o zroszenie) i złapaliśmy "skrótowiczów" przy wyjeździe z miasteczka, gdy mocowali się z wyjściem z lasu przez ścięte drzewa :))).
Za Ploewen ciekawostka, nad Kutzower See było sztuczne gniazdo dla os (prawdziwych!!!), na szczęście tych choler już tam nie ma.
Do Bismark dojechaliśmy piękną brzozową aleją.
Moja i nie tylko - ulubiona aleja wśród brzózek!
Musiałem się zatrzymać, mimo, że reszta już pojechała.
No jak tu nie zrobić fotki?
Ekipa czekała na mnie w Bismark, na szczęście niezbyt długo.
Gdzieś tam wcześniej po drodze urwała się "Foxy", nawet nie zauważyłem kiedy, a na granicy w Lubieszynie zaczęliśmy się rozjeżdżać w różne strony.
Ja, Baśka, Jacek i Krzysiek wzdłuż granicy dojechaliśmy ponownie do Schwennenz, a po krótkim popasie w wiacie jeszcze po niemieckiej stronie pod Bobolin, gdzie się pożegnaliśmy.
Jako, że Basia "Misiaczowa" jeszcze była na trasie, więc niespiesznie ruszyłem przez Bobolin, Warnik, Barnisław, Smolęcin i Przecław do Szczecina.
Nim rozpakowałem duże sakwy, przełożyłem na bagażnik małe i przesmarowałem łańcuch, nadjechała Basia, wracająca ze swojej "pętli sławoszewskiej".
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
75.48 km (5.00 km teren), czas: 04:04 h, avg:18.56 km/h,
prędkość maks: 41.00 km/hTemperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1532 (kcal)
☀ Dom - praca - dom ☀
Czwartek, 11 października 2012 | dodano: 11.10.2012Kategoria Szczecin i okolice
Ponieważ ochłodziło się (jest już rześko!;))), więc zorganizowałem sobie dojazd do pracy i powrót na rowerku.
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 351 (kcal)
Szczecin, ul. Wyszyńskiego, shit-photo z komórki ;).© Misiacz
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
17.50 km (2.00 km teren), czas: 00:57 h, avg:18.42 km/h,
prędkość maks: 33.00 km/hTemperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 351 (kcal)
Já řídil svou "Kozu".
Środa, 10 października 2012 | dodano: 10.10.2012Kategoria Szczecin i okolice
Nakupování v Lidl.
Dnes pěkný chlad!
Konečně! ;)))
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dnes pěkný chlad!
Konečně! ;)))
Rower:Koza
Dane wycieczki:
3.10 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 27.00 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Z Basią na jabłka do Rzeszy. Klon nr 3.
Niedziela, 7 października 2012 | dodano: 07.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Klon nr 3 trasy, którą pokonywałem niedawno z "Bronikiem", a potem z "Gadzikiem".
Jak zwykle na jabłuszka lub jak to mówi Pani Spinka "na szaberek", chociaż nic to z szaberkiem wspólnego nie ma, bo jabłonie stoją na zupełnym odludziu :).
W stronę granicy mieliśmy ostro pod wiatr plus na dokładkę górka do Warnika.
Pogoda była fotogeniczna.
Jabłko na głowie ustawione, brakowało tylko Wilhelma Tella :).
Podjazd Schwennenz-Bobolin.
Coś z tych jabłek potem muszę zrobić, więc po raz kolejny padło na tartę, tym razem wg innego przepisu :).
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 784 (kcal)
Jak zwykle na jabłuszka lub jak to mówi Pani Spinka "na szaberek", chociaż nic to z szaberkiem wspólnego nie ma, bo jabłonie stoją na zupełnym odludziu :).
W stronę granicy mieliśmy ostro pod wiatr plus na dokładkę górka do Warnika.
Pogoda była fotogeniczna.
Jabłko na głowie ustawione, brakowało tylko Wilhelma Tella :).
Podjazd Schwennenz-Bobolin.
Coś z tych jabłek potem muszę zrobić, więc po raz kolejny padło na tartę, tym razem wg innego przepisu :).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
39.06 km (2.00 km teren), czas: 02:19 h, avg:16.86 km/h,
prędkość maks: 40.00 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 784 (kcal)
Powrót przy "z.w.p." ;)
Piątek, 5 października 2012 | dodano: 05.10.2012Kategoria Szczecin i okolice
Parę minut przed 13:00 wyskoczyłem na "Kozie" do Lidla na zakupy, a choć wiedziałem, że ma zacząć poważnie lać, póki co nic nie leciało z nieba i warto było się przejechać.
Po zakupach nie padało nadal, więc potoczyłem się do taty na działkę...i tam już zaczęło kapać.
Dla mnie to już deszcz, ale Jarek "Gadzik" nazywa to "z.w.p." - zwiększoną wilgotnością powietrza ;).
Choć daleko już do domu nie miałem, to średnio przyjemnie się wracało w zimnym deszczu, więc po powrocie trzeba było się wsunąć na ciepłą 15-minutową drzemkę pod kołdrę ;).
Fotkę znalazłem w necie i chętnie bym podał autora, bo ujęcie i aranżacja są super...ale go nie znam.
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 118 (kcal)
Po zakupach nie padało nadal, więc potoczyłem się do taty na działkę...i tam już zaczęło kapać.
Dla mnie to już deszcz, ale Jarek "Gadzik" nazywa to "z.w.p." - zwiększoną wilgotnością powietrza ;).
Choć daleko już do domu nie miałem, to średnio przyjemnie się wracało w zimnym deszczu, więc po powrocie trzeba było się wsunąć na ciepłą 15-minutową drzemkę pod kołdrę ;).
Fotkę znalazłem w necie i chętnie bym podał autora, bo ujęcie i aranżacja są super...ale go nie znam.
Rower:Koza
Dane wycieczki:
5.67 km (1.00 km teren), czas: 00:21 h, avg:16.20 km/h,
prędkość maks: 39.00 km/hTemperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 118 (kcal)