- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
203 km na śniadanie przez Niemcy.
Piątek, 12 lipca 2013 | dodano: 12.07.2013Kategoria Rekordy Misiacza (pow. 200 km), Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Miałem dziś w planach stawić się o 6:00 rano na Moście Długim, by pod wodzą Jarka "Gadzika" zmierzyć się z dystansem ponad 200 km do Międzywodzia i z powrotem.
Potem jednak doszedłem do wniosku, że to nie moja liga i jak to określił kiedyś mój jeden "KLEGA", byłbym tylko spowalniaczem i zbijał koksom AVG ;))).
Poza tym i pora jak dla mnie za wczesna była, więc postanowiłem spokojnie wstać i spokojnie zrobić dziś po śniadaniu swoje 200, ale w moim rytmie.
Dosiadłem starego "Rosynanta" i o 8:50 wyruszyłem w kierunku granicy za Dobieszczynem.
Zgodnie z prognozą, wiatr wiał z północy, czyli w twarz, więc nie przekraczałem 26-27 km/h, żeby się na samym początku nie skatować.
Przed Dobieszczynem zrobiłem sobie w wiacie mały popasik.
Kiedy kończyłem, zobaczyłem, że obok przemknęło dwóch starszych panów na szosówkach, tak coś pod 70 lat, full professional, byłem pod wrażeniem.
Trzymając założone tempo, doszedłem panów tuż za granicą, pozdrowiłem ich i miałem jechać dalej.
Jadę i słyszę rozmowę:
- Ten rower to chyba ma silnik?
- Eee, młody to kręci...
...i po chwili wsiedli mi na koło :))).
Warunki były lepsze i ciągnąłem 29-30 km/h, ale w pewnym momencie jeden ze starszych panów mnie wyprzedził i mówi:
- Siadaj na koło!
Czemu nie, świetna okazja, bo wiatr za chwilę ostro dmchał w pysk.
Za Hintersee prowadzący poprosił o zmianę, a że jego kolega się nie kwapił, więc zmianę dałem ja.
Ciągnęliśmy pod wiatr 32-36 km/h i w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy to dobry pomysł, skoro do przejechania mam jeszcze ok. 160 km.
Z drugiej strony, gdybym jechał sam, zmęczyłbym się tak samo i ciągnął się jakieś 26 km/h, czyli przy mojej "snujowatości" miałbym problem z wypełnieniem świetnego "Gadzikowego" założenia, że "w ciągu godziny robimy 20 km, a co zyskamy to nasze" :).
Ja jakoś nie zyskiwałem do tego momentu.
Zapytałem, dokąd jadą, powiedzieli, że do Eggesin i zawracają, czyli kupa trasy do przejechania pod wiatr na zmianach.
Przed samym Eggesin przycisnął mnie pęcherz, a i trzeba też było wykazać się rozsądkiem, więc powiedziałem:
- Panowie, fajnie się z Wami podkręca średnią, ale ja mam do przejechania dziś 200 km i muszę zbastować...
- ILEEEE ? :o
- Noo, 200. Dobra, życzę szczęśliwej drogi, ja muszę się zatrzymać na małe "conieco".
Z oddali dobiegł mnie głos:
- JA PIERDOLĘ, SŁYSZAŁEŚ TO ?!
:)))
Wróciłem do swojego tempa i dotarłem do Eggesin, z którego już powracało dwóch starszych "koksów" :).
Walcząc z wiatrem, dotarłem do Ueckermunde, gdzie poczułem "zew czarnej kawy", więc udałem się do Turka do znanej mi kebabowni "Uecker 66".
Pan mnie już zna, więc już od progu usłyszałem "dzień dobry" :).
Wypiłem kawkę, obmyłem się, nabrałem wody i idę zapłacić, a Turek kręci głową, że nie, kładzie rękę na sercu, sygnalizując, że to poczęstunek, a nie sprzedaż.
Miło, naprawdę miło...
Ruszyłem dalej na zachód, by dotrzeć do mariny w Moenkebude, gdzie planowałem popas.
Teraz miałem wiatr w bok, więc było łatwiej.
Marina w Moenkebude to bardzo klimatyczne miejsce, więc zrobiłem tam sobie popas, przy okazji uchwyciłem (specjalnie dla "Iskierki") zabytkową łodź żaglową typu "zeesboot".
Obok mariny jest plaża.
Posilony, ruszyłem dalej, by zobaczyć 100 km na liczniku i zawrócić, tymczasem dotarłem prawie do drogi głównej nr 109 w Ducherow, a stówki nie było widać, więc skręciłem na południe i zacząłem krążyć po wioseczkach, by dotrzeć do drogi na Torgelow.
Robiło się upalnie, a ja choć jechałem już na południe, niespecjalnie czułem pomoc wiatru, "koksowanie" z dziadkami nie było pewnie najlepszym pomysłem.
Po dotarciu do Torgelow zatrzymałem się przy Imbissie na kawę i kanapkę (w tle skansen - wioska Wkrzan).
Kawa nieco mnie wzmocniła i jadąc teraz w kierunku Pasewalku czułem pomoc wiatru, a z licznika nie schodziło 30, bo przez moje popasy miałem "w plecy" założenie "20 km w ciągu godziny".
Założenie udało się utrzymać do 140 kilometra, a potem różnie to bywało.
Skręciłem na Krugsdorf, gdzie wiatr znów przeszkadzał aż do Rothenklempenow, gdzie pojechałem na Loecknitz.
Miałem po dziurki w nosie i po wyrzyganie jedzenia słodyczy i picia izotoników, więc w Loecknitz w REWE zakupiłem bezalkoholowego HOLSTENA.
Od razu lepiej!
Krążąc tu i tam dotarłem do Ramin, skąd przez Grambow (też krążąc, bo brakowałoby co nieco do 200 na mecie) dotarłem do Ladenthin, a stamtąd do domu.
Wynik "śniadaniowego wypadziku" całkiem mnie satysfakcjonuje, nawet średnia wyszła całkiem, całkiem.
Zwykle się nie przejmuję AVG, ale jest to istotne, jeśli się myśli o większym dystansie.
Planowo miałem być o 18:50, byłem o 19:20, co przy moich przydługich popasach, hehe, daje całkiem niezły wynik ;).
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3811 (kcal)
Potem jednak doszedłem do wniosku, że to nie moja liga i jak to określił kiedyś mój jeden "KLEGA", byłbym tylko spowalniaczem i zbijał koksom AVG ;))).
Poza tym i pora jak dla mnie za wczesna była, więc postanowiłem spokojnie wstać i spokojnie zrobić dziś po śniadaniu swoje 200, ale w moim rytmie.
Dosiadłem starego "Rosynanta" i o 8:50 wyruszyłem w kierunku granicy za Dobieszczynem.
Zgodnie z prognozą, wiatr wiał z północy, czyli w twarz, więc nie przekraczałem 26-27 km/h, żeby się na samym początku nie skatować.
Przed Dobieszczynem zrobiłem sobie w wiacie mały popasik.
Kiedy kończyłem, zobaczyłem, że obok przemknęło dwóch starszych panów na szosówkach, tak coś pod 70 lat, full professional, byłem pod wrażeniem.
Trzymając założone tempo, doszedłem panów tuż za granicą, pozdrowiłem ich i miałem jechać dalej.
Jadę i słyszę rozmowę:
- Ten rower to chyba ma silnik?
- Eee, młody to kręci...
...i po chwili wsiedli mi na koło :))).
Warunki były lepsze i ciągnąłem 29-30 km/h, ale w pewnym momencie jeden ze starszych panów mnie wyprzedził i mówi:
- Siadaj na koło!
Czemu nie, świetna okazja, bo wiatr za chwilę ostro dmchał w pysk.
Za Hintersee prowadzący poprosił o zmianę, a że jego kolega się nie kwapił, więc zmianę dałem ja.
Ciągnęliśmy pod wiatr 32-36 km/h i w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy to dobry pomysł, skoro do przejechania mam jeszcze ok. 160 km.
Z drugiej strony, gdybym jechał sam, zmęczyłbym się tak samo i ciągnął się jakieś 26 km/h, czyli przy mojej "snujowatości" miałbym problem z wypełnieniem świetnego "Gadzikowego" założenia, że "w ciągu godziny robimy 20 km, a co zyskamy to nasze" :).
Ja jakoś nie zyskiwałem do tego momentu.
Zapytałem, dokąd jadą, powiedzieli, że do Eggesin i zawracają, czyli kupa trasy do przejechania pod wiatr na zmianach.
Przed samym Eggesin przycisnął mnie pęcherz, a i trzeba też było wykazać się rozsądkiem, więc powiedziałem:
- Panowie, fajnie się z Wami podkręca średnią, ale ja mam do przejechania dziś 200 km i muszę zbastować...
- ILEEEE ? :o
- Noo, 200. Dobra, życzę szczęśliwej drogi, ja muszę się zatrzymać na małe "conieco".
Z oddali dobiegł mnie głos:
- JA PIERDOLĘ, SŁYSZAŁEŚ TO ?!
:)))
Wróciłem do swojego tempa i dotarłem do Eggesin, z którego już powracało dwóch starszych "koksów" :).
Walcząc z wiatrem, dotarłem do Ueckermunde, gdzie poczułem "zew czarnej kawy", więc udałem się do Turka do znanej mi kebabowni "Uecker 66".
Pan mnie już zna, więc już od progu usłyszałem "dzień dobry" :).
Wypiłem kawkę, obmyłem się, nabrałem wody i idę zapłacić, a Turek kręci głową, że nie, kładzie rękę na sercu, sygnalizując, że to poczęstunek, a nie sprzedaż.
Miło, naprawdę miło...
Ruszyłem dalej na zachód, by dotrzeć do mariny w Moenkebude, gdzie planowałem popas.
Teraz miałem wiatr w bok, więc było łatwiej.
Marina w Moenkebude to bardzo klimatyczne miejsce, więc zrobiłem tam sobie popas, przy okazji uchwyciłem (specjalnie dla "Iskierki") zabytkową łodź żaglową typu "zeesboot".
Obok mariny jest plaża.
Posilony, ruszyłem dalej, by zobaczyć 100 km na liczniku i zawrócić, tymczasem dotarłem prawie do drogi głównej nr 109 w Ducherow, a stówki nie było widać, więc skręciłem na południe i zacząłem krążyć po wioseczkach, by dotrzeć do drogi na Torgelow.
Robiło się upalnie, a ja choć jechałem już na południe, niespecjalnie czułem pomoc wiatru, "koksowanie" z dziadkami nie było pewnie najlepszym pomysłem.
Po dotarciu do Torgelow zatrzymałem się przy Imbissie na kawę i kanapkę (w tle skansen - wioska Wkrzan).
Kawa nieco mnie wzmocniła i jadąc teraz w kierunku Pasewalku czułem pomoc wiatru, a z licznika nie schodziło 30, bo przez moje popasy miałem "w plecy" założenie "20 km w ciągu godziny".
Założenie udało się utrzymać do 140 kilometra, a potem różnie to bywało.
Skręciłem na Krugsdorf, gdzie wiatr znów przeszkadzał aż do Rothenklempenow, gdzie pojechałem na Loecknitz.
Miałem po dziurki w nosie i po wyrzyganie jedzenia słodyczy i picia izotoników, więc w Loecknitz w REWE zakupiłem bezalkoholowego HOLSTENA.
Od razu lepiej!
Krążąc tu i tam dotarłem do Ramin, skąd przez Grambow (też krążąc, bo brakowałoby co nieco do 200 na mecie) dotarłem do Ladenthin, a stamtąd do domu.
Wynik "śniadaniowego wypadziku" całkiem mnie satysfakcjonuje, nawet średnia wyszła całkiem, całkiem.
Zwykle się nie przejmuję AVG, ale jest to istotne, jeśli się myśli o większym dystansie.
Planowo miałem być o 18:50, byłem o 19:20, co przy moich przydługich popasach, hehe, daje całkiem niezły wynik ;).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
203.10 km (2.00 km teren), czas: 07:47 h, avg:26.09 km/h,
prędkość maks: 45.00 km/hTemperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3811 (kcal)
K o m e n t a r z e
Po przeczytaniu relacji i komentarzy powiem : jestem pod wrażeniem.
Ale tak prywatnie to dopowiem : sukces możne i jest, ale znam lepszych.
Chwalić się publicznie wyczynem Mógłbyś , jakbyś zrobił 25 km w ciągu ......... 4-6 godzin jadąc wspólnie ze mną , bo w to - nikt by nie uwierzył.
Ale takich "szaleńców" to już nie ma . siwobrody - 23:46 poniedziałek, 15 lipca 2013 | linkuj
Ale tak prywatnie to dopowiem : sukces możne i jest, ale znam lepszych.
Chwalić się publicznie wyczynem Mógłbyś , jakbyś zrobił 25 km w ciągu ......... 4-6 godzin jadąc wspólnie ze mną , bo w to - nikt by nie uwierzył.
Ale takich "szaleńców" to już nie ma . siwobrody - 23:46 poniedziałek, 15 lipca 2013 | linkuj
Moje uznanie za dystans (nie jestem nim jednak zaskoczony) lecz także za piękne zdjęcia, zresztą jak zwykle.
jotwu - 16:26 niedziela, 14 lipca 2013 | linkuj
No zrobił się z ciebie już zagorzały długodystansowiec. Niezła trasa
davidbaluch - 09:43 niedziela, 14 lipca 2013 | linkuj
Zaszalałeś :) A co do wiatru, to chyba wszyscy znamy ten ból... też go dzisiaj doświadczyłem.
Hubi75 - 19:02 sobota, 13 lipca 2013 | linkuj
Mary czytaj na rowerowym szczecinie.Ten Jareczek ma nick gadzik
jurektc - 18:10 sobota, 13 lipca 2013 | linkuj
a ten Pan Jarek to jak często organizuje wycieczki rowerowe i skąd brać info o tym?Chętnie bym się wybrała na taką wycieczkę?
Mary - 17:03 sobota, 13 lipca 2013 | linkuj
Życzę, oby następnym razem udało się dokręcić do tego przyzwoitego dystansu jakieś 200-300km. Rosynant daje radę :-)
Spinka - 09:55 sobota, 13 lipca 2013 | linkuj
Paweł, widzę że bieganie utrzymuje Ciebie w dobrej formie (moje marzenie to przekroczyć wreszcie 200km)
srk23 - 04:45 sobota, 13 lipca 2013 | linkuj
Pewien mój klega napisałby tak.
Oszołom i jezdzij z takim :):)
No człowieku wrescie troche sie spociłeś.:) ile można się snuć hehehehe
Fajne cyferki klego :) jurektc - 04:45 sobota, 13 lipca 2013 | linkuj
Oszołom i jezdzij z takim :):)
No człowieku wrescie troche sie spociłeś.:) ile można się snuć hehehehe
Fajne cyferki klego :) jurektc - 04:45 sobota, 13 lipca 2013 | linkuj
No to znowu ładnie nakręciłeś. :) A najlepsze to że nawet po 70 nie trzeba być starym tetrykiem :)
Trendix - 21:35 piątek, 12 lipca 2013 | linkuj
Przy dłuższych dystansach, szczególnie wtedy gdy się planuje dojechać gdzieś na czas lub ma się go mało, warto przejąć się czasem średnią ;) Nawet gdy jeżdżę z sakwami, na kilka dni, robię odcinki z założonym tempem, żeby dotrzeć tam gdzie chcę wtedy kiedy chcę. Oczywiście nic na silę i powyżej możliwości, ale logistyka przy dłuższych jazdach jest ważna.
A w ile zrobiłeś te 200 keamów? :)
Ładne tereny, a i trasy ''terenowe'' widzę ;) WuJekG - 21:34 piątek, 12 lipca 2013 | linkuj
A w ile zrobiłeś te 200 keamów? :)
Ładne tereny, a i trasy ''terenowe'' widzę ;) WuJekG - 21:34 piątek, 12 lipca 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!