MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

"Śpiąca Skarpetka" - reaktywacja. Damiztow i Misiacz jak dętka...

Sobota, 27 października 2012 | dodano: 28.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Wczoraj na Forum RS nie mogłem znaleźć nic dla siebie, więc postanowiłem, że dziś przed Misiaczem samotna wycieczka do Rzeszy, tym bardziej, że "Bronik" miał uczestniczyć w rodzinnej "Akcji Znicz" i zgarnąć w sobotę liście z grobów, żeby zrobić miejsce tym, które spadną w niedzielę.
Z tzw. "przyczyn obiektywnych" nic z akcji nie wyszło i został chłopina na lodzie, czyli ani roweru ani akcji...

Od lat jeździłem często sam i nie sprawia mi to żadnego problemu.
Jeszcze pełen zapału ruszyłem przez Będargowo i Warnik i dotarłem do Ladenthin po niemieckiej stronie.
Reaktywacja ciepłej "Śpiącej Skarpetki" jako termoizolatora na bidon świadczy o niechybnie nadciągających zimnych dniach.
Minę mam nietęgą, bo po przejechaniu kilkunastu kilometrów miałem wrażenie, że mam za sobą już ze 100.
Co za licho?

Jak zaległem na ławeczce z kanapką i gorącą herbatą, tak miałem ochotę tam zostać i gapić się w niebo.
Pomyślałem jednak, że jak zawsze jeszcze parę kilometrów i załapię klimat.
Zjechałem do Pomellen, ale dalej nic, jak to się mówi "noga nie podawała mocy", choć usilnie zmuszałem ją do tego niewybrednym mamrotaniem pod nosem.
Po chwili nastąpił zaskok, a za chwilę odcięcie mocy i tak na okrągło, raz 30 km/h, a za moment ledwie 15, no co za cholera!
Doczłapałem do Radekow, odbiłem na płytówkę do Damitzow i zająłem się foto-sesją, aby tylko nie jechać ;).

Doturlałem się wreszcie do Damitzow z zamiarem objechania jeziora Schloss See wytyczoną tam trasą wokół niego ("Rundweg"), której nie "zaliczyliśmy" tam ostatnim razem z "Jaszkami" i ekipą.
Jakoś do niej dojechałem, choć po drodze psy oszczekały mnie dupami, przedarłem się obok jakiegoś płotu, ześliznąłem po liściach, zagłębiłem w błotko pod nimi i po niecałych 100 m zatrzymałem maszynę.
Ta droga nie nadaje się do przejechania, przynajmniej dla mnie, może góral na grubych balonach to jeszcze, ale nie moim trekkingiem.
Cóż, ładna, ale najlepiej to ją zaliczyć na pieszo!

Wróciłem nad jezioro, cyknąłem mu fotkę i równie błyskotliwy jak i silny dziś, zastanawiałem się, co począć z Misiaczem.

Cóż, po raz kolejny wjechałem na wyspę Schloss Insel, zresztą wjazd jest bardzo malowniczy.


Dotarłem do końca wyspy, przedarłem się przez jakieś chaszcze, co skończyło się tym, że cały byłem oblepiony rzepami, ale za to znalazłem pomost.
Niebieska skarpeta na bidonie na tle jeziora prezentuje się wyśmienicie ;).

Jako miłośnik fotografowania łódek na wodzie ustrzeliłem kolejną z nich, choć bardziej przypomina już wioskowego U-boota niż łódź.

Zupełnie bez sił (gdzie je mogłem stracić?), zapału, chęci i zadowolenia z jazdy powlokłem się z powrotem na Pomellen, gdzie tuż przed nim znalazłem asfaltowy "skrót" przez pole i las do Nadrensee, którym pojechałem, naiwnie łudząc się, że coś we mnie jeszcze "zaskoczy".
To raczej ja byłem zaskoczony, kiedy za moment mordowałem się z zupełnie niewinną górką jak jakiś początkujący leszcz albo jak króliczek, któremu zamiast baterii Duracella wepchnięto w dupę jakieś chińskie badziewie.
Potem jeszcze wczołgałem się pod Ladenthin, za którym musiałem wczołgać się pod Warnik, za którym musiałem wczołgać się na ostatnią górkę, za którą już nie musiałem się czołgać, bo niby było z górki do Będargowa, ale po całym dniu zupełnej ciszy, teraz wiatr wiał prosto w mój pysk i żeby zjechać w miarę sensownie z tej górki, musiałem solidnie pedałować.
Wróciłem do domu bez najmniejszej satysfakcji z wyjazdu, czego zupełnie nie mogę pojąć, bo nie przypominam sobie tak dziwnego swojego stanu w mojej rowerowej "karierze".
Dobrze, że choć na zdjęciach ładne widoki (pomijając Misiacza-dętkę na pierwszym z nich ;))). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 58.56 km (3.00 km teren), czas: 03:03 h, avg:19.20 km/h, prędkość maks: 45.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1236 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

K o m e n t a r z e
To w sumie szczeniak z tego KTMa ;) Wrr... Grizzly się włącza? Spinka - 20:34 poniedziałek, 29 października 2012 | linkuj
Wrrr...
KTM nie jest wysłużony, ma ledwie 5 lat i "ledwie" 24 918,23 km przejechane (w tym czasie na nim przeze mnie) ;).
Misiacz
- 20:15 poniedziałek, 29 października 2012 | linkuj
Pojeździł Misiacz celebryta na Gazelle no i już mu jazda na starym wysłużonym KTM nie pasi Spinka - 19:15 poniedziałek, 29 października 2012 | linkuj
Z tej akcji znicz to się uśmiałem. Bardzo ważne jest robienie miejsca dla liści :) Jak zwykle z humorem i ciekawie napisane. Pzdr.
mih
- 18:04 niedziela, 28 października 2012 | linkuj
Ważne, że zdjecia piękne:) Często jeżdżę samotnie i bardzo to lubię, bo wtedy mam czas na zupełne bezmyślenie:)
akacja68
- 17:07 niedziela, 28 października 2012 | linkuj
Dobra , dobra , nie kombinuj.
Powiedz w końcu że chcesz kupić ten testowany rower elektryczny.
siwobrody
- 16:38 niedziela, 28 października 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!