- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Nad Schloss See do Damitzow i...po gruszki i jabłka w towarzystwie.
Niedziela, 14 października 2012 | dodano: 15.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Rano troszkę z Basią dziś "przyspaliśmy", zarzucając tym samym pierwotny plan jazdy z "Iskierkami" do Doliny Miłości w Zatoni. Stwierdziliśmy, że jakoś zbyt deszczowo jest i jeśli koło południa się wypogodzi, to skoczymy gdzieś bliżej. Pomysłu nie było, ale potem przypomniało mi się, że Basia nie widziała jeszcze malowniczego jeziora Schloss See w Damitzow. Start zaplanowaliśmy na 12:00. W międzyczasie dostaliśmy SMS-a od "Jaszka", że w ramach akcji "wycieczka last minute" zaprasza na zbiórkę nad jeziorko przy Derdowskiego na 11:30, a cel się wymyśli. Cóż, na tę godzinę nie byliśmy w stanie się wygrzebać, ale za to mieliśmy cel do zaoferowania ;).
Umówiliśmy się, że każdy rusza w kierunku Damitzow i gdzieś na trasie się spotkamy.
Najpierw "kłodę pod koła" rzuciła nam pogoda. Po przejechaniu ledwie 3 km na błękitnym niebie pojawiły się chmurki i lunęło jak z cebra. Dobrze, że akurat była stacja Shella, pod której dachem staliśmy blisko 15 minut. Akurat spotkaliśmy tam tankującego kolegę Mariusza, więc urozmaicał nam czas opowieściami z wyjazdu do Bułgarii.
Chmura jak przyszła, tak poszła i mogliśmy ruszać dalej. Tymczasem reszta ekipy podążała do celu pod błękitnym niebem, obserwując ciężką chmurę zawieszoną w Szczecinie nad Misiaczami.
Już mieliśmy nadrobić stracony czas, gdy dosłownie w ostatniej chwili na ul. Cukrowej zamknął się nam szlaban przed nosem. Dróżnik był tak "mądry", że opuszczał bariery w momencie, gdy na torach był jeszcze miejski autobus, a pociągu nawet jeszcze nie było widać na horyzoncie.
O ile jeszcze rozumiem sens opuszczania szlabanu, gdy pociąg nadjeżdża (ten akurat po przyjechaniu tkwił na stacji parę minut, więc też nieco bez sensu), to zupełnie nie wiem po co trzymać szlaban zamknięty nawet do 5 minut po przejeździe. Co? Nagle pociąg z piskiem kół wróci na wstecznym? :)
Osobowy pojechał i...leniwa lokomotywka zaczęła leniwie przetaczać kilkadziesiąt cystern, a my staliśmy tam jak jakieś dwa ciołki, tymczasem ekipa "Jaszkowa" zaczęła "z nudów" zwiedzać kościół w Ladenthin :).
Cofać się przez Rondo Hakena nie było sensu, zrobiła to jedna parka na rowerach, ale nic im to nie dało.
Gdy my wspinaliśmy się pod wiatr pod dłuuuugi podjazd do Warnika, kościół już "został zwiedzony" i ekipa ruszyła w stronę Pomellen.
Nad głowami przetaczały się nam groźne chmury, z których każda mogła się w dowolnym momencie "zesikać", ale brnęliśmy dalej pod górę.
Wreszcie jednak wspięliśmy się, zaczął się zjazd, a za Ladenthin spotkaliśmy wracającą, zmarzniętą Anię "VonZan", która wciąż czuje lato i wybrała się w rękawiczkach bez palców ;).
Reszta drużyny oczekiwała na nas w wiacie w Pomellen, bo zaczął pokapywać deszczyk.
Basia dała tu upust swojej radości ze spotkania sympatycznych znajomych! ;)))
Oprócz Jacka i Beaty była jeszcze Ania, Marek i ich syn Kamil, który rwał się do jazdy mimo mżawki.
Opad na szczęście szybko ustał, wyszło słońce i można było ruszać!
Drogi mokre, ale niebo już błękitne.
Do końca dnia mieliśmy już spokój i nic na nas nie nakapało, chyba, że spod kół lub z drzew.
W "centrum" Radekow odbiliśmy na czerwony szlak do Damitzow (słowiańska nazwa Damiczów), do którego ostatnie dwa kilometry wiodą po drodze z płyt.
Sama miejscowość wygląda, jakby była na końcu świata.
Jej atrakcją jest malownicze jezioro Schloss See (Zamkowe), na którym znajduje się Schloss Insel (Wyspa Zamkowa). Można na nią wjechać małym czerwonym mostkiem.
Po samym zamku nie widać już żadnego śladu, być może gdzieś tam są jakieś resztki w trawie czy ziemi, ale nie sprawdzałem.
Więcej o miejscowości i jej architekturze można poczytać TUTAJ (KLIK).
Zamku na wyspie nie ma, ale za to są piękne, kilkusetletnie dęby!
Nad brzegiem jeziora zauważyłem tajemniczy (jak na razie) obelisk.
Z drugiej strony posiada on wyryte w kamieniu napisy i sądziłem, że pochodzi on sprzed wielu, wielu lat, tymczasem - jeśli dobrze odczytałem - poświęcony on jest Alfredowi, który w roku 1948, ratując uczniów spod lodu na jeziorze sam stracił tam życie.
W pobliżu obelisku przedarłem się przez krzaki na brzeg jeziora, naprawdę jest malownicze.
Wokół jeziora prowadzi też szlak (strzałka "Rundweg"), ale nie mieliśmy już czasu na jego przemierzenie, trzeba będzie tam zawitać ponownie.
W drodze powrotnej nazbieraliśmy całe sakwy pysznych gruszek.
Całą tę aleję mógłbym nazwać Aleją Gruszkową, tyle ich tam jest!
W pobliżu Nadrensee nastąpił kolejny etap zbieractwa, wiadomo, słowiańskie plemię wędrowne nie pozwoli, by pyszne winne jabłka zamieniły się w nawóz.
Kiedy jabłka zostały już zapakowane, Misiacz został "zmuszony" do dania obietnicy, że zaraz po powrocie przerobi jabłkowe zbiory na jabłkową tartę pieczoną na maśle...co też uczynił.
Jeszcze cieplutką spałaszowaliśmy ją wieczorkiem w towarzystwie chorwackiego winka z "Jaszkami", którzy zawitali już do nas "w cywilu".
I tylko "Jaszka" żal...
Przyjechał samochodem i delektował się herbatką ;))).
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1133 (kcal)
Umówiliśmy się, że każdy rusza w kierunku Damitzow i gdzieś na trasie się spotkamy.
Najpierw "kłodę pod koła" rzuciła nam pogoda. Po przejechaniu ledwie 3 km na błękitnym niebie pojawiły się chmurki i lunęło jak z cebra. Dobrze, że akurat była stacja Shella, pod której dachem staliśmy blisko 15 minut. Akurat spotkaliśmy tam tankującego kolegę Mariusza, więc urozmaicał nam czas opowieściami z wyjazdu do Bułgarii.
Chmura jak przyszła, tak poszła i mogliśmy ruszać dalej. Tymczasem reszta ekipy podążała do celu pod błękitnym niebem, obserwując ciężką chmurę zawieszoną w Szczecinie nad Misiaczami.
Już mieliśmy nadrobić stracony czas, gdy dosłownie w ostatniej chwili na ul. Cukrowej zamknął się nam szlaban przed nosem. Dróżnik był tak "mądry", że opuszczał bariery w momencie, gdy na torach był jeszcze miejski autobus, a pociągu nawet jeszcze nie było widać na horyzoncie.
O ile jeszcze rozumiem sens opuszczania szlabanu, gdy pociąg nadjeżdża (ten akurat po przyjechaniu tkwił na stacji parę minut, więc też nieco bez sensu), to zupełnie nie wiem po co trzymać szlaban zamknięty nawet do 5 minut po przejeździe. Co? Nagle pociąg z piskiem kół wróci na wstecznym? :)
Osobowy pojechał i...leniwa lokomotywka zaczęła leniwie przetaczać kilkadziesiąt cystern, a my staliśmy tam jak jakieś dwa ciołki, tymczasem ekipa "Jaszkowa" zaczęła "z nudów" zwiedzać kościół w Ladenthin :).
Cofać się przez Rondo Hakena nie było sensu, zrobiła to jedna parka na rowerach, ale nic im to nie dało.
Gdy my wspinaliśmy się pod wiatr pod dłuuuugi podjazd do Warnika, kościół już "został zwiedzony" i ekipa ruszyła w stronę Pomellen.
Nad głowami przetaczały się nam groźne chmury, z których każda mogła się w dowolnym momencie "zesikać", ale brnęliśmy dalej pod górę.
Wreszcie jednak wspięliśmy się, zaczął się zjazd, a za Ladenthin spotkaliśmy wracającą, zmarzniętą Anię "VonZan", która wciąż czuje lato i wybrała się w rękawiczkach bez palców ;).
Reszta drużyny oczekiwała na nas w wiacie w Pomellen, bo zaczął pokapywać deszczyk.
Basia dała tu upust swojej radości ze spotkania sympatycznych znajomych! ;)))
Oprócz Jacka i Beaty była jeszcze Ania, Marek i ich syn Kamil, który rwał się do jazdy mimo mżawki.
Opad na szczęście szybko ustał, wyszło słońce i można było ruszać!
Drogi mokre, ale niebo już błękitne.
Do końca dnia mieliśmy już spokój i nic na nas nie nakapało, chyba, że spod kół lub z drzew.
W "centrum" Radekow odbiliśmy na czerwony szlak do Damitzow (słowiańska nazwa Damiczów), do którego ostatnie dwa kilometry wiodą po drodze z płyt.
Sama miejscowość wygląda, jakby była na końcu świata.
Jej atrakcją jest malownicze jezioro Schloss See (Zamkowe), na którym znajduje się Schloss Insel (Wyspa Zamkowa). Można na nią wjechać małym czerwonym mostkiem.
Po samym zamku nie widać już żadnego śladu, być może gdzieś tam są jakieś resztki w trawie czy ziemi, ale nie sprawdzałem.
Więcej o miejscowości i jej architekturze można poczytać TUTAJ (KLIK).
Zamku na wyspie nie ma, ale za to są piękne, kilkusetletnie dęby!
Nad brzegiem jeziora zauważyłem tajemniczy (jak na razie) obelisk.
Z drugiej strony posiada on wyryte w kamieniu napisy i sądziłem, że pochodzi on sprzed wielu, wielu lat, tymczasem - jeśli dobrze odczytałem - poświęcony on jest Alfredowi, który w roku 1948, ratując uczniów spod lodu na jeziorze sam stracił tam życie.
W pobliżu obelisku przedarłem się przez krzaki na brzeg jeziora, naprawdę jest malownicze.
Wokół jeziora prowadzi też szlak (strzałka "Rundweg"), ale nie mieliśmy już czasu na jego przemierzenie, trzeba będzie tam zawitać ponownie.
W drodze powrotnej nazbieraliśmy całe sakwy pysznych gruszek.
Całą tę aleję mógłbym nazwać Aleją Gruszkową, tyle ich tam jest!
W pobliżu Nadrensee nastąpił kolejny etap zbieractwa, wiadomo, słowiańskie plemię wędrowne nie pozwoli, by pyszne winne jabłka zamieniły się w nawóz.
Kiedy jabłka zostały już zapakowane, Misiacz został "zmuszony" do dania obietnicy, że zaraz po powrocie przerobi jabłkowe zbiory na jabłkową tartę pieczoną na maśle...co też uczynił.
Jeszcze cieplutką spałaszowaliśmy ją wieczorkiem w towarzystwie chorwackiego winka z "Jaszkami", którzy zawitali już do nas "w cywilu".
I tylko "Jaszka" żal...
Przyjechał samochodem i delektował się herbatką ;))).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
55.17 km (2.00 km teren), czas: 03:13 h, avg:17.15 km/h,
prędkość maks: 50.00 km/hTemperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1133 (kcal)
K o m e n t a r z e
No nie ! Piękne widoki, gruszki, jabłka i tarta ! Dobrze, że choć pogoda Was pokarała za to zaspanie !!!! :-)))
Pozdrower-y
edith&syl iskiereczka74 - 21:03 czwartek, 18 października 2012 | linkuj
Pozdrower-y
edith&syl iskiereczka74 - 21:03 czwartek, 18 października 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!