- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Do Loecknitz z Basią i Bronikiem.
Sobota, 24 września 2011 | dodano: 25.09.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Tym razem był to zaplanowany wyjazd rowerowy na zakupy do Loecknitz, choć wyszedł w sumie bardzo turystyczny.
Mieliśmy jechać sami z Basią, ale pomyśleliśmy, że jednak fajniej będzie jechać z kimś. Baśka "Rudzielec" pojechała jednak dziś jakąś swoją trasą, "Gadzik" nie wyrobił się i nie mógł z nami jechać, na szczęście dla Piotrka "Bronika" zaplanowane sprzątanie mieszkania okazało się mieć mniejszy priorytet niż rower i słusznie, tak więc około godziny 9:30 ruszyliśmy we trójkę spod Lidla na ul. Mieszka I.
Przejechaliśmy przez Warzymice i Będargowo, gdzie z rowerem Basi zaczęło się dziać coś dziwnego. Łańcuch (a może coś innego?) w czasie pedałowania chrobocze, jakby nagle przestał pasować do zębatek. Przerzutki wyregulowane jednak są prawidłowo, więc nie mam pojęcia co to. Czas chyba na serwis, bowiem sama Basia już przejechała na tym rowerze 2316 km w tym roku (!), a nie wiadomo ile rowerek miał przejechane wcześniej.
Po przekorczeniu granicy koło Schwennenz Basia rzuciła się na przydrożne gruszki, na szczęście udało się ją odciągnąć od drzewa bez użycia siły. ;)
Przejechaliśmy przez Grambow i po dojechaniu do Ramin zrobiliśmy sobie krótki postój na małe co nieco.
Pogoda w ten weekend jak widać była wymarzona!
Do samego Loecknitz jechaliśmy dalej przez Schmagerow i Ploewen. W ramach zakupów na pierwszy ogień poszło "czarne" NETTO, gdzie ogołociłem nieco półki z żółtego sera (8 opakowań, łącznie 3,2 kg). Kupuję zawsze tyle, bo smakuje tak jak ser smakował za dawnych czasów, a kosztuje o połowę tego co u nas.
Żeby nie było za lekko, dorzuciłem 1 kg cukru ;).
Jadąc ku kolejnemu sklepowi, dosiadłem wierzchem lokalnego kocura ;).
Następnym punktem było "pomarańczowe" Netto, gdzie zakupiłem 2 butelki czerwonego kalifornijskiego "Zinfandela" (nalepka z niedźwiedziem ;))) i 2 butelki różowego prowansalskiego "Cotes de Provence". W Rewe dokupiliśmy jeszcze kolejne dwie butelki francuskiego różowego wina "Grand Verdier", a Piotrek zaopatrzył się tam w piwko "Radeberger". Po podsumowaniu, same tylko zakupy w moich sakwach ważyły około 10 kg :), ale na jakiś czas starczy.
Po zakupach podjechaliśmy nad jezioro Loecknitzer See na popas w wiacie turystycznej.
Słońce przygrzewało mocno, jakby wreszcie pojawiło się lato...szkoda, że jesienią, ale dobrze, że w ogóle się pojawiło.
Pogoda przecudna była i musiałem się przebrać w lżejsze ciuchy.
Loecknitzer See.
Po popasie wracaliśmy ponownie przez Ploewen, ale dalsza trasa była inna, bowiem wracaliśmy koło jeziora Kutzower See.
Jak zwykle zachciało nam się jechać naszą ulubioną drogą wśród brzózek pomiędzy Tangerem a Bismark.
Jest tam tak fantastyczny klimat, że chyba nigdy nam się ta trasa nie znudzi.
W Bismark wjechaliśmy na ścieżkę rowerową, która doprowadziła nas do granicy, skąd przez Dołuje i Mierzyn dojechaliśmy do domu...
Wspaniała przejażdżka!
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1292 (kcal)
Mieliśmy jechać sami z Basią, ale pomyśleliśmy, że jednak fajniej będzie jechać z kimś. Baśka "Rudzielec" pojechała jednak dziś jakąś swoją trasą, "Gadzik" nie wyrobił się i nie mógł z nami jechać, na szczęście dla Piotrka "Bronika" zaplanowane sprzątanie mieszkania okazało się mieć mniejszy priorytet niż rower i słusznie, tak więc około godziny 9:30 ruszyliśmy we trójkę spod Lidla na ul. Mieszka I.
Przejechaliśmy przez Warzymice i Będargowo, gdzie z rowerem Basi zaczęło się dziać coś dziwnego. Łańcuch (a może coś innego?) w czasie pedałowania chrobocze, jakby nagle przestał pasować do zębatek. Przerzutki wyregulowane jednak są prawidłowo, więc nie mam pojęcia co to. Czas chyba na serwis, bowiem sama Basia już przejechała na tym rowerze 2316 km w tym roku (!), a nie wiadomo ile rowerek miał przejechane wcześniej.
Po przekorczeniu granicy koło Schwennenz Basia rzuciła się na przydrożne gruszki, na szczęście udało się ją odciągnąć od drzewa bez użycia siły. ;)
Przejechaliśmy przez Grambow i po dojechaniu do Ramin zrobiliśmy sobie krótki postój na małe co nieco.
Pogoda w ten weekend jak widać była wymarzona!
Do samego Loecknitz jechaliśmy dalej przez Schmagerow i Ploewen. W ramach zakupów na pierwszy ogień poszło "czarne" NETTO, gdzie ogołociłem nieco półki z żółtego sera (8 opakowań, łącznie 3,2 kg). Kupuję zawsze tyle, bo smakuje tak jak ser smakował za dawnych czasów, a kosztuje o połowę tego co u nas.
Żeby nie było za lekko, dorzuciłem 1 kg cukru ;).
Jadąc ku kolejnemu sklepowi, dosiadłem wierzchem lokalnego kocura ;).
Misiacz wierzchem jedzjjee. Nie może być!? Na kocjjje? ;)))© Misiacz
Następnym punktem było "pomarańczowe" Netto, gdzie zakupiłem 2 butelki czerwonego kalifornijskiego "Zinfandela" (nalepka z niedźwiedziem ;))) i 2 butelki różowego prowansalskiego "Cotes de Provence". W Rewe dokupiliśmy jeszcze kolejne dwie butelki francuskiego różowego wina "Grand Verdier", a Piotrek zaopatrzył się tam w piwko "Radeberger". Po podsumowaniu, same tylko zakupy w moich sakwach ważyły około 10 kg :), ale na jakiś czas starczy.
Po zakupach podjechaliśmy nad jezioro Loecknitzer See na popas w wiacie turystycznej.
Słońce przygrzewało mocno, jakby wreszcie pojawiło się lato...szkoda, że jesienią, ale dobrze, że w ogóle się pojawiło.
Pogoda przecudna była i musiałem się przebrać w lżejsze ciuchy.
Loecknitzer See.
Po popasie wracaliśmy ponownie przez Ploewen, ale dalsza trasa była inna, bowiem wracaliśmy koło jeziora Kutzower See.
Jak zwykle zachciało nam się jechać naszą ulubioną drogą wśród brzózek pomiędzy Tangerem a Bismark.
Jest tam tak fantastyczny klimat, że chyba nigdy nam się ta trasa nie znudzi.
W Bismark wjechaliśmy na ścieżkę rowerową, która doprowadziła nas do granicy, skąd przez Dołuje i Mierzyn dojechaliśmy do domu...
Wspaniała przejażdżka!
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
64.85 km (2.00 km teren), czas: 03:44 h, avg:17.37 km/h,
prędkość maks: 42.00 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1292 (kcal)
K o m e n t a r z e
ale rzeczywiście ciepła wycieczka ! Pozdrawiam was serdecznie :)
tunislawa - 20:51 poniedziałek, 26 września 2011 | linkuj
Biedna Basia, nie pozwoliłeś jej najeść się do syta przydrożnych gruszek ;)
rowerzystka - 22:38 niedziela, 25 września 2011 | linkuj
Tę trasę z brzozami także bardzo lubię, kiedyś udało mi się zrobić zdjęcie, gdy brzózki były uroczo oszronione. Jeśli lubisz wina czerwone półsłodkie, to polecam grecki Imiglykos - jest zarówno w drugim Netto, jak i Rewe a kosztuje zaledwie 1.99 euro. Nie wiedziałem natomiast, że tak dobre są niemieckie sery i chętnie je przetestuję przy najbliższej sposobności.
jotwu - 21:50 niedziela, 25 września 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!