- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Integracja transgraniczna „Mobil ohne Auto”.
Niedziela, 19 czerwca 2011 | dodano: 19.06.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
W tę niedzielę kluby turystyki rowerowej z Polski i z Niemiec wspólnie organizowały integracyjną imprezę rowerową pod nazwą „Mobil ohne Auto” („Mobilny bez samochodu”). Był tam również klub „Jantarowe Szlaki”, do którego należałem „za małolata”, a do którego wciąż należy mój tata (w sumie to on zaprosił mnie na ten wyjazd). Oczywiście załapałem się na rajdowy znaczek. ;)
Start był ogłoszony na 7:30 na Głębokim lub 10:00 w Buku (nie wiem, po co tyle czasu na przejazd tak krótkiego odcinka), więc wykombinowałem sobie, że lepiej dłużej pospać, rano wrzucić rower mój i Basi na dach samochodu i rozładować je w Lubieszynie, żeby nie tłuc się ruchliwą drogą do granicy. Kiedy jednak Basia zobaczyła prognozy (deszcz), zrezygnowała z wyjazdu. Ja się troszkę guzdrałem i w sumie na granicy byłem o 9:45, a że do Buku chciałem dojechać od strony niemieckiej przez Bismark i Blankensee, więc było już nieco późno. Liczyłem, że złapię grupę już po stronie niemieckiej właśnie w Blankensee, gdzie planowany był poczęstunek. Ruszyłem nową ścieżką do Bismark.
Za Bismark skręciłem na Blankensee. Na tej drodze minął mnie Wober z ekipą, którą pozdrowiłem, ale niestety…nie rozpoznałem. Pozdrawiam. A na przyszłość dajcie sobie jakąś maskotkę na kierownicę, to poznam! ;)))
Dojechałem do Blankensee…
Już miałem wjeżdżać do Polski, a tam patrzę wtacza się ze 100 rowerów, a za nimi karetka pogotowia na "kogutach" (jechała za nami cały czas jako asysta, w razie czego).
W Blankensee zostaliśmy podjęci przez miejscowych gospodarzy ciastem domowej roboty, herbatką i napojami.
Prowadzą oni też swoją mini galerię tego, co tworzą…
W Blankensee po raz pierwszy pojechałem inną trasą na Pampow, nie znałem jej, mimo, że tyle lat już penetruję te tereny. Zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć. W wiosce trzeba skręcić w prawo i minąć takie rzeźby sowy i grzybków.
Za Pampow grupa rozciągnęła się, jednym podjazd wychodził lepiej, innym gorzej, ale dało to pogląd na wielkość grupy.
Eskorta wciąż w…pogotowiu. ;)
Za Gruenhof skręciliśmy w prawo na Glasshuette, jednak tam nie dojeżdżaliśmy, bowiem skręciliśmy z drogi głównej w lewo na Borken. Tej trasy też nie znałem.
W Borken mieści się majątek, odzyskany przez spadkobierców w latach 90. Znów zobaczyłem coś nowego, a myślałem, że w okolicy widziałem prawie wszystko.
Niemieccy organizatorzy opowiadają historię majątku…
…a uczestnicy słuchają. ;)
Niektórzy niespecjalnie się zmęczyli. To elektrycznie wspomagany rower niemieckiego turysty, o zasięgu do 140 km na jednym ładowaniu akumulatora.
Cała grupa niestety nie zmieściła się w obiektyw.
Z Borken trasą, którą jeszcze nie jechałem dojechaliśmy do Koblentz, do mauzoleum rodziny von Eickstedt, które z kolei już widziałem.
Z Koblentz przez Breitenstein dojechaliśmy do Rothenklempenow, przez którą to miejscowość przejeżdżałem niezliczoną ilość razy. Tu muszę się przyznać, że przejeżdżałem jak przeciąg i nigdy nie przyszło mi do głowy, że może tam być tak ciekawy majątek ziemski, również należący swego czasu do rodziny von Eickstedt, która władała okolicznymi ziemiami . Ech…lepiej późno niż wcale. ;)
Folwark znajduje się za kościołem.
Zostaliśmy tam podjęci kawą, napojami oraz michą przepysznej grochówki (a raczej dania z grochu i warzyw) ze znakomitą kiełbaską (gotowany kabanos, pierwszy raz jadłem, super smakował). Sponsorowała to strona niemiecka ze środków regionalnych i unijnych. Dobrze, że jedzenie smakowało regionalnie, a nie unijnie. ;)
Po posiłku wyjrzałem przez drzwi wejściowe a tam…zaczęły gromadzić się ciężkie deszczowe chmury!
Lunął rzęsisty deszcz, na szczęście pozwolono nam wprowadzić rowery do sali, gdzie go przeczekaliśmy. Nie trwał długo, zresztą i tak odbywała się przemowa organizatorów. ;)
Deszcz jak szybko przyszedł, tak szybko poszedł, a my ruszyliśmy na zwiedzanie majątku Rothenklempenow.
Tu można zjeść, zwłaszcza Ci co jedzą dużo, a zabierają zawsze za mało. ;))) Gulaszowa z kluchami 3,50 EUR, cena do przyjęcia (do kupienia w tej knajpce na terenie posiadłości).
Na terenie folwarku znajduje się też stara baszta, obecnie służąca jako punkt widokowy.
Parę widoczków z baszty.
Wjazd do majątku.
Dojeżdża się tu od strony kościoła tą drogą.
Przy majątku znajduje się również mały park, w którym znajduje się staw, rzeźba i ciekawe ule.
Po zwiedzeniu tego folwarku i przyległości wsiedliśmy na rowery i przez Mewegen dojechaliśmy do Blankensee. Tam nastąpiło oficjalne zakończenie imprezy i tam też odłączyłem się od grupy.
Niemcy rozjechali się w różnych kierunkach, polska grupa ruszyła do Polski w kierunku Buku, a ja skręciłem na południe w stronę Bismark, ponieważ musiałem wrócić do Lubieszyna, gdzie oczekiwał na mnie pozostawiony samochód. Nie pojechałem teraz jednak do samego Bismark, ale odbiłem na Hochenfelde.
Tam też jest pałacyk, ale jest nieco zaniedbany (też wcześniej jakoś mi w oko nie wpadł). Przejechałem swoją ulubioną brzozową trasą do drogi wiodącej do Linken, gdzie wskoczyłem na ścieżkę i dojechałem do granicy, załadowałem rower na bagażnik i wróciłem do Szczecina. Kilkanaście minut po moim wejściu do domu nadciągnęły ciężkie chmury i zaczęła się ulewa…i tak mamy już godzinę 21:15, a z nieba nadal kapie. Miałem wyjątkowe szczęście do pogody na tym wyjeździe.
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1337 (kcal)
Rajd polsko-niemiecki "Mobilny bez samochodu"© Misiacz
Start był ogłoszony na 7:30 na Głębokim lub 10:00 w Buku (nie wiem, po co tyle czasu na przejazd tak krótkiego odcinka), więc wykombinowałem sobie, że lepiej dłużej pospać, rano wrzucić rower mój i Basi na dach samochodu i rozładować je w Lubieszynie, żeby nie tłuc się ruchliwą drogą do granicy. Kiedy jednak Basia zobaczyła prognozy (deszcz), zrezygnowała z wyjazdu. Ja się troszkę guzdrałem i w sumie na granicy byłem o 9:45, a że do Buku chciałem dojechać od strony niemieckiej przez Bismark i Blankensee, więc było już nieco późno. Liczyłem, że złapię grupę już po stronie niemieckiej właśnie w Blankensee, gdzie planowany był poczęstunek. Ruszyłem nową ścieżką do Bismark.
Za Bismark skręciłem na Blankensee. Na tej drodze minął mnie Wober z ekipą, którą pozdrowiłem, ale niestety…nie rozpoznałem. Pozdrawiam. A na przyszłość dajcie sobie jakąś maskotkę na kierownicę, to poznam! ;)))
Dojechałem do Blankensee…
Już miałem wjeżdżać do Polski, a tam patrzę wtacza się ze 100 rowerów, a za nimi karetka pogotowia na "kogutach" (jechała za nami cały czas jako asysta, w razie czego).
W Blankensee zostaliśmy podjęci przez miejscowych gospodarzy ciastem domowej roboty, herbatką i napojami.
Prowadzą oni też swoją mini galerię tego, co tworzą…
W Blankensee po raz pierwszy pojechałem inną trasą na Pampow, nie znałem jej, mimo, że tyle lat już penetruję te tereny. Zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć. W wiosce trzeba skręcić w prawo i minąć takie rzeźby sowy i grzybków.
Za Pampow grupa rozciągnęła się, jednym podjazd wychodził lepiej, innym gorzej, ale dało to pogląd na wielkość grupy.
Eskorta wciąż w…pogotowiu. ;)
Za Gruenhof skręciliśmy w prawo na Glasshuette, jednak tam nie dojeżdżaliśmy, bowiem skręciliśmy z drogi głównej w lewo na Borken. Tej trasy też nie znałem.
W Borken mieści się majątek, odzyskany przez spadkobierców w latach 90. Znów zobaczyłem coś nowego, a myślałem, że w okolicy widziałem prawie wszystko.
Niemieccy organizatorzy opowiadają historię majątku…
…a uczestnicy słuchają. ;)
Niektórzy niespecjalnie się zmęczyli. To elektrycznie wspomagany rower niemieckiego turysty, o zasięgu do 140 km na jednym ładowaniu akumulatora.
Cała grupa niestety nie zmieściła się w obiektyw.
Z Borken trasą, którą jeszcze nie jechałem dojechaliśmy do Koblentz, do mauzoleum rodziny von Eickstedt, które z kolei już widziałem.
Z Koblentz przez Breitenstein dojechaliśmy do Rothenklempenow, przez którą to miejscowość przejeżdżałem niezliczoną ilość razy. Tu muszę się przyznać, że przejeżdżałem jak przeciąg i nigdy nie przyszło mi do głowy, że może tam być tak ciekawy majątek ziemski, również należący swego czasu do rodziny von Eickstedt, która władała okolicznymi ziemiami . Ech…lepiej późno niż wcale. ;)
Folwark znajduje się za kościołem.
Zostaliśmy tam podjęci kawą, napojami oraz michą przepysznej grochówki (a raczej dania z grochu i warzyw) ze znakomitą kiełbaską (gotowany kabanos, pierwszy raz jadłem, super smakował). Sponsorowała to strona niemiecka ze środków regionalnych i unijnych. Dobrze, że jedzenie smakowało regionalnie, a nie unijnie. ;)
Po posiłku wyjrzałem przez drzwi wejściowe a tam…zaczęły gromadzić się ciężkie deszczowe chmury!
Lunął rzęsisty deszcz, na szczęście pozwolono nam wprowadzić rowery do sali, gdzie go przeczekaliśmy. Nie trwał długo, zresztą i tak odbywała się przemowa organizatorów. ;)
Deszcz jak szybko przyszedł, tak szybko poszedł, a my ruszyliśmy na zwiedzanie majątku Rothenklempenow.
Tu można zjeść, zwłaszcza Ci co jedzą dużo, a zabierają zawsze za mało. ;))) Gulaszowa z kluchami 3,50 EUR, cena do przyjęcia (do kupienia w tej knajpce na terenie posiadłości).
Na terenie folwarku znajduje się też stara baszta, obecnie służąca jako punkt widokowy.
Parę widoczków z baszty.
Wjazd do majątku.
Dojeżdża się tu od strony kościoła tą drogą.
Przy majątku znajduje się również mały park, w którym znajduje się staw, rzeźba i ciekawe ule.
Po zwiedzeniu tego folwarku i przyległości wsiedliśmy na rowery i przez Mewegen dojechaliśmy do Blankensee. Tam nastąpiło oficjalne zakończenie imprezy i tam też odłączyłem się od grupy.
Niemcy rozjechali się w różnych kierunkach, polska grupa ruszyła do Polski w kierunku Buku, a ja skręciłem na południe w stronę Bismark, ponieważ musiałem wrócić do Lubieszyna, gdzie oczekiwał na mnie pozostawiony samochód. Nie pojechałem teraz jednak do samego Bismark, ale odbiłem na Hochenfelde.
Tam też jest pałacyk, ale jest nieco zaniedbany (też wcześniej jakoś mi w oko nie wpadł). Przejechałem swoją ulubioną brzozową trasą do drogi wiodącej do Linken, gdzie wskoczyłem na ścieżkę i dojechałem do granicy, załadowałem rower na bagażnik i wróciłem do Szczecina. Kilkanaście minut po moim wejściu do domu nadciągnęły ciężkie chmury i zaczęła się ulewa…i tak mamy już godzinę 21:15, a z nieba nadal kapie. Miałem wyjątkowe szczęście do pogody na tym wyjeździe.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
64.02 km (2.00 km teren), czas: 03:27 h, avg:18.56 km/h,
prędkość maks: 38.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1337 (kcal)
K o m e n t a r z e
http://forum.bikestats.pl/discussion/945/23062011-szczecinski-nalot-kolarzy-na-ziemie-wroga-/
wober - 19:40 wtorek, 21 czerwca 2011 | linkuj
Jak zwykle aktywny i zawsze znajdziesz coś wyjątkowego po drodze. Aż głupio powtarzać te same opinie o pięknych zdjęciach i ciekawych opisach- tak trzymać. Dla mnie niezmiennie jesteś nr 1.
jotwu - 14:35 wtorek, 21 czerwca 2011 | linkuj
nie no Misiacz ekipa spoko, najmłodszy chyba byłeś :)))
a Dornfeld ma rację, czemu nie napisałeś nic o impezce? :D sargath - 05:50 wtorek, 21 czerwca 2011 | linkuj
a Dornfeld ma rację, czemu nie napisałeś nic o impezce? :D sargath - 05:50 wtorek, 21 czerwca 2011 | linkuj
Tak, integracja mobilna wydaje się ciekawa
rowerzystka - 06:33 poniedziałek, 20 czerwca 2011 | linkuj
całkiem miła wycieczka i ciekawe zdjęcia :) pozdr
kfiatek13m - 20:26 niedziela, 19 czerwca 2011 | linkuj
Miałeś szczęście co do oglądania Rothenklempenow z wieży baszty, bo ile razy tam jestem to ona zawsze jest zamknięta (nie wiedziałem że w Rothenklempenow jest taki fajny park).
srk23 - 20:18 niedziela, 19 czerwca 2011 | linkuj
no, super są takie zorganizowane imprezy ...wchodzi się tam gdzie normalnie nie miałoby się odwagi ! A ile żarcia na te 40 km ! kalorii raczej nie straciliście , co ? No i Anieli ochronili Was przed deszczem ! Żal , że się tam nie było ! :))) pozdrowionka !
tunislawa - 19:43 niedziela, 19 czerwca 2011 | linkuj
Szkoda, że nie napisales o tej imprezie np. na RS, nie wiedziałem nic o tej imprezie a chętnie bym pojechał. "Mobilny bez auta" , a samochodem jechało się do granicy. Oj nieładnie, nieładnie :)
dornfeld - 19:33 niedziela, 19 czerwca 2011 | linkuj
misiacz nasza maskotka jechała ostatnia :)
ps.następnym razem zamiast powiedzieć "cześć" to krzyknę Achtung Misiacz !!! :) wober - 19:26 niedziela, 19 czerwca 2011 | linkuj
ps.następnym razem zamiast powiedzieć "cześć" to krzyknę Achtung Misiacz !!! :) wober - 19:26 niedziela, 19 czerwca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!