- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Szczeciński rajd BS do Locknitz. Prawie Masa Krytyczna!
Sobota, 5 marca 2011 | dodano: 05.03.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Moje zaskoczenie jest coraz większe. Czemu?
Jeszcze w listopadzie 2010 roku zastanawiałem się, czy na moją propozycję Pierwszego Szczecińskiego Rajdu Bikestats ktokolwiek pojawi się na miejscu zbiórki. Wtedy przez pierwsze 10 minut miałem wątpliwości, które jednak się rozwiały, kiedy w sumie zebrało się aż 9 osób.
Od pewnego czasu takich wątpliwości już nie mam, jednak wczoraj naprawdę byłem zaskoczony!
W pewnym momencie liczebność grupy sięgnęła 12 osób!!! Piszę „w pewnym momencie”, bo różne osoby dojeżdżały i odjeżdżały w różnych miejscach, generalnie przez większość czasu jechało 11 osób. Jeszcze moment, a zrobi się z tego cotygodniowa Masa Krytyczna Bikestats! ;)))
Dobra, a teraz do rzeczy. Kto jechał? Oto lista (prawie alfabetycznie, przynajmniej jeśli chodzi o osoby przynależące do naszej cyklotycznej sekty BS ;))):
1. Aneta (Athena)
2. Adrian(Gryf)
3. Butros
4. Jurek (Jurektc)
5. Marek (Odysseus)
6. Paweł(Sargath)
7. Piotrek (Rammzes)
8. Robert (Lewy89)
9. Sebastian(Shrink)
10. Krzysiek (Kris)
11. Arek
12. No i Misiacz…znaczy ja ;)
Jednego byłem pewien – że moja wczorajsza dwusetka (~203 km)z Gadembagiennym będzie niczym, będzie Pikusiem, sobotnim spacerem w porównaniu do setki z Cyborgami?
Czy się pomyliłem? Ani trochę. Tym razem do spółki dołożył się wicher.
No to się spakowałem z rana. Odsłaniam zasłony a tam…mokre ulice. Ale to nic, zdecydowałem się jechać mimo wczorajszej dwusetki w nogach i tych mokrych ulic, ponieważ:
a) Paweł (Sargath) zaplanował ciekawą trasę.
b) Chciałem zrobić zakupy w Locknitz, które były w planach.
c) Byłem ciekaw, ile tym razem pojawi się osób…
d) Byłem ciekaw samych tych osób (może to powinno być na pierwszej pozycji nawet).
Czereda na Moście Długim.
Traska wyglądała z grubsza tak: KLIKNIJ
Paweł oddał mi na początku prowadzenie, jako że jestem zwolennikiem utrzymywania zrównoważonego tempa.
Sęk w tym, że jestem również zwolennikiem przestrzegania pewnych zasad, więc przy Autostradzie Poznańskiej wprowadziłem grupę na ścieżkę rowerową, zamiast olać zakaz i jechać dwupasmówką. Niestety, żadnych zasad nie przestrzegają fiutki, które tłuką butelki na drogach dla rowerów. Krótko mówiąc, skończyło się to dwoma flakami, u Shrinka i u Arka, a ja miałem dowód, że praworządność nie powinna chyba dotyczyć pewnych krajów…i nie dotyczy w sumie.
Guma.
Po załataniu dziur ruszyliśmy w stronę przejścia granicznego Rosówek / Rosow, do którego mieliśmy jakieś 10 km. No i się zaczęło…Aaa, zapomniałem dodać, że podałem się jako prowadzący do dymisji po powzięciu decyzji o jeździe ścieżką! ;)))
A co się zaczęło? Ano pomijając wicher wiejący w mordę, na czele ustawił się Kris, a czym to się kończy wie większość czytelników. Ja to też wiem, a jako że uodporniłem się na tzw. „psychozę tłumu”, nie pogoniłem za Krisem i za wszystkimi, którzy pogonili za Krisem, tylko wrzuciłem swoje stałe tempo 24 km/h i turlałem się, mając w zasięgu wzroku powoli oddalającą się grupkę (która i tak potem zaczęła się przybliżać, więc jak dla mnie na jedno wyszło ;))).
Przecież chyba nikt nie zostawi powolnego Misiacza na pastwę żywiołów? ;)))))))
W Rosow skontaktowaliśmy się z Adrianem (Gryfem), który miał do nas dojechać z Gryfina do Tantow w Niemczech, jednak okazało się, że dojechał tam wcześniej i ruszył nam naprzeciw w kierunku Rosow. Spotkaliśmy się mniej więcej w połowie drogi.
Przed Tantow.
Od Tantow w kierunku Storkow dostawaliśmy już wycisk na całego. Wicher już się z nami nie cackał w ogóle, dął z pustych pól prosto w twarz. Jego złośliwości sprzyjało morenowe ukształtowanie terenu, oferując nam długie, proste i wykańczające podjazdy. Tam grupa na dobre porwała się na kawałki.
Maniacy ciśnięcia na pedały, zrywania mięśni ud i rozciągania łańcuchów pomknęli do przodu, reszta grupek mieliła w swoim mniej lub bardziej ślimaczym tempie, mając tę świadomość, że w Storkow Cyborgi i tak zaczekają ze stopniowo wychładzającymi się im ciuchami na grzbiecie! :PPP
W Storkow zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek i sfotografowanie zabytkowego wiatraka.
Wiatrak w Storkow.
Następnie drogą dla rowerów (nie, nie…na tamtejszych drogach nie tłucze się masowo butelek) dojechaliśmy do Penkun, gdzie nasz „zroweryzowany gang” zaparkował pojazdy przed kościołem, wzbudzając chyba pewne zaniepokojenie starszego mężczyzny z domku naprzeciwko, który uważnie nas obserwował. Cóż, słowiański najazd dla człowieka, który za młodu służył w Wehrmahcie lub SS może i mógł się wydać niepokojący, a co najmniej nie na miejscu…;)
Kościół w Penkun.
Plemię Słowian przed kościołem.
Sprzed kościoła pojechaliśmy do zamku w Penkun, gdzie spotkaliśmy Butrosa. Wskutek nieporozumienia pojechał on planowaną trasą, tylko…w przeciwnym kierunku. ;)))
Zamek w Penkun.
Pojazdy gangu 1.
Pojazdy gangu 2.
Pojazdy gangu 3.
Z Penkun pojechaliśmy do Krackow, gdzie znajduje się okazałe muzeum starych pojazdów.
Trasa zaczęła się wić, więc udało nam się dostać wiatr w plecy. Tam Shrink pokazał mi, co to znaczy być prawdziwym Cyborgiem…i zaczął znikać w oddali.
Na trasie jestem zwolennikiem motta, którego autorem jest Leszek Miller : "Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna". ;)))
Oczywiście są wśród nas tacy, którzy potrafią i dobrze zacząć i dobrze skończyć; sami zainteresowani to wiedzą. Ja swoją kondycję zazwyczaj wolę „rozplanowywać”.
Do Krackow dojechaliśmy w dość dobrych warunkach. Tam pokazałem Shrinkowi rzeźby w starych wykonane w starych, uschniętych drzewach.
Na wejście do muzeum pojazdów zdecydował się Paweł i Marek.
My możemy zwiedzić to muzeum na fotografiach Pawła i Marka:
ZDJĘCIA Z RELACJI PAWŁA
ZDJĘCIA Z RELACJI MARKA
Muzeum techniki w Krackow.
Z Krackow ruszyliśmy przez Glasow w kierunku Locknitz. Wichura była niemożebna, do tego dokładały się górki i pagórki, a ekipa cały czas się tasowała.
Przed samym Locknitz Cyborgi pomknęły do przodu, mijając bez zatrzymywania się 1000-letni dąb. Niestety, Shrink go nigdy wcześniej nie widział, ale udało mi się go dogonić i pokazać mu ten pomnik przyrody. Ja sam zatrzymałem się na batonika obok w wiacie, gdzie mieliśmy posiłek w czasie Pierwszego Szczecińskiego Rajdu Bikestats
Budka w Locknitz.
Omijając sprytnym skrótem malowniczą przystań nad pięknym jeziorem, tak aby „nikt nie marnował czasu na głupoty typu robienie zdjęć” potoczyliśmy się do sklepu REWE w Loecknitz na zakupy! ;)))
Zakupy napojów...eee...hm...izotonicznych ?
Od tego momentu już mieliśmy jechać z wiatrem w plecy. W okolicach Ploewen udało mi się rozpędzić z górki do 52 km/h, co nie przeszkodziło Cybrogom w „połknięciu” mnie za chwilę na podjeździe.
Granicę przekroczyliśmy w Lubieszynie, a w Dołujach byłem świadkiem, jak Athena na twardych trybach szybko podjeżdża pod ciężki i upierdliwy podjazd do Dołuj. Uważam, że określenie Cyborgini, które nadał Athenie Gadzik jest jak najbardziej na miejscu – widzę, że to u Odysseusa i Atheny chyba rodzinne – taka para turystów posiadających w zanadrzu tryb „Cyborg”;))).
W zasadzie w Dołujach ekipa się rozjechała. Athena i Odysseus skręcili gdzieś na Wąelnicę, Cyborgi pojechały w kierunku Mierzyna, a ja ze Shrinkiem i Gryfem ruszyliśmy na Przecław.
Wiatr był na tyle sprzyjający, że udało nam się utrzymywać 35 km/h, w porywach do 40 km/h.
Na Rondzie Hakena pożegnaliśmy Gryfa, a ja zaprosiłem Shrinka do siebie, gdzie upitrasiłem obiadek i kawę, żeby zregenerować nasze siły.
Ponownie wsiedliśmy na rowery przed godziną 19:00, jako że 30 minut później Shrink miał pociąg powrotny do Nowogardu, więc odprowadziłem go na dworzec, przy okazji dokręcając nieco kilometrów i poprawiając średnią (jakoś mi się szybko ostatnio po mieście jeździ).
Po powrocie do domu stwierdziłem u siebie pewne znużenie mięśni, ale z tego co wyliczyłem wynika, że w dwa dni zrobiłem blisko 308 kilometrów, więc zakładam, że to normalne odczucie.
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2300 (kcal)
Jeszcze w listopadzie 2010 roku zastanawiałem się, czy na moją propozycję Pierwszego Szczecińskiego Rajdu Bikestats ktokolwiek pojawi się na miejscu zbiórki. Wtedy przez pierwsze 10 minut miałem wątpliwości, które jednak się rozwiały, kiedy w sumie zebrało się aż 9 osób.
Od pewnego czasu takich wątpliwości już nie mam, jednak wczoraj naprawdę byłem zaskoczony!
W pewnym momencie liczebność grupy sięgnęła 12 osób!!! Piszę „w pewnym momencie”, bo różne osoby dojeżdżały i odjeżdżały w różnych miejscach, generalnie przez większość czasu jechało 11 osób. Jeszcze moment, a zrobi się z tego cotygodniowa Masa Krytyczna Bikestats! ;)))
Dobra, a teraz do rzeczy. Kto jechał? Oto lista (prawie alfabetycznie, przynajmniej jeśli chodzi o osoby przynależące do naszej cyklotycznej sekty BS ;))):
1. Aneta (Athena)
2. Adrian(Gryf)
3. Butros
4. Jurek (Jurektc)
5. Marek (Odysseus)
6. Paweł(Sargath)
7. Piotrek (Rammzes)
8. Robert (Lewy89)
9. Sebastian(Shrink)
10. Krzysiek (Kris)
11. Arek
12. No i Misiacz…znaczy ja ;)
Jednego byłem pewien – że moja wczorajsza dwusetka (~203 km)z Gadembagiennym będzie niczym, będzie Pikusiem, sobotnim spacerem w porównaniu do setki z Cyborgami?
Czy się pomyliłem? Ani trochę. Tym razem do spółki dołożył się wicher.
No to się spakowałem z rana. Odsłaniam zasłony a tam…mokre ulice. Ale to nic, zdecydowałem się jechać mimo wczorajszej dwusetki w nogach i tych mokrych ulic, ponieważ:
a) Paweł (Sargath) zaplanował ciekawą trasę.
b) Chciałem zrobić zakupy w Locknitz, które były w planach.
c) Byłem ciekaw, ile tym razem pojawi się osób…
d) Byłem ciekaw samych tych osób (może to powinno być na pierwszej pozycji nawet).
Czereda na Moście Długim.
Traska wyglądała z grubsza tak: KLIKNIJ
Paweł oddał mi na początku prowadzenie, jako że jestem zwolennikiem utrzymywania zrównoważonego tempa.
Sęk w tym, że jestem również zwolennikiem przestrzegania pewnych zasad, więc przy Autostradzie Poznańskiej wprowadziłem grupę na ścieżkę rowerową, zamiast olać zakaz i jechać dwupasmówką. Niestety, żadnych zasad nie przestrzegają fiutki, które tłuką butelki na drogach dla rowerów. Krótko mówiąc, skończyło się to dwoma flakami, u Shrinka i u Arka, a ja miałem dowód, że praworządność nie powinna chyba dotyczyć pewnych krajów…i nie dotyczy w sumie.
Guma.
Po załataniu dziur ruszyliśmy w stronę przejścia granicznego Rosówek / Rosow, do którego mieliśmy jakieś 10 km. No i się zaczęło…Aaa, zapomniałem dodać, że podałem się jako prowadzący do dymisji po powzięciu decyzji o jeździe ścieżką! ;)))
A co się zaczęło? Ano pomijając wicher wiejący w mordę, na czele ustawił się Kris, a czym to się kończy wie większość czytelników. Ja to też wiem, a jako że uodporniłem się na tzw. „psychozę tłumu”, nie pogoniłem za Krisem i za wszystkimi, którzy pogonili za Krisem, tylko wrzuciłem swoje stałe tempo 24 km/h i turlałem się, mając w zasięgu wzroku powoli oddalającą się grupkę (która i tak potem zaczęła się przybliżać, więc jak dla mnie na jedno wyszło ;))).
Przecież chyba nikt nie zostawi powolnego Misiacza na pastwę żywiołów? ;)))))))
W Rosow skontaktowaliśmy się z Adrianem (Gryfem), który miał do nas dojechać z Gryfina do Tantow w Niemczech, jednak okazało się, że dojechał tam wcześniej i ruszył nam naprzeciw w kierunku Rosow. Spotkaliśmy się mniej więcej w połowie drogi.
Przed Tantow.
Od Tantow w kierunku Storkow dostawaliśmy już wycisk na całego. Wicher już się z nami nie cackał w ogóle, dął z pustych pól prosto w twarz. Jego złośliwości sprzyjało morenowe ukształtowanie terenu, oferując nam długie, proste i wykańczające podjazdy. Tam grupa na dobre porwała się na kawałki.
Maniacy ciśnięcia na pedały, zrywania mięśni ud i rozciągania łańcuchów pomknęli do przodu, reszta grupek mieliła w swoim mniej lub bardziej ślimaczym tempie, mając tę świadomość, że w Storkow Cyborgi i tak zaczekają ze stopniowo wychładzającymi się im ciuchami na grzbiecie! :PPP
W Storkow zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek i sfotografowanie zabytkowego wiatraka.
Wiatrak w Storkow.
Następnie drogą dla rowerów (nie, nie…na tamtejszych drogach nie tłucze się masowo butelek) dojechaliśmy do Penkun, gdzie nasz „zroweryzowany gang” zaparkował pojazdy przed kościołem, wzbudzając chyba pewne zaniepokojenie starszego mężczyzny z domku naprzeciwko, który uważnie nas obserwował. Cóż, słowiański najazd dla człowieka, który za młodu służył w Wehrmahcie lub SS może i mógł się wydać niepokojący, a co najmniej nie na miejscu…;)
Kościół w Penkun.
Plemię Słowian przed kościołem.
Sprzed kościoła pojechaliśmy do zamku w Penkun, gdzie spotkaliśmy Butrosa. Wskutek nieporozumienia pojechał on planowaną trasą, tylko…w przeciwnym kierunku. ;)))
Zamek w Penkun.
Pojazdy gangu 1.
Pojazdy gangu 2.
Pojazdy gangu 3.
Pojazdy gangu BS ;)))© Misiacz
Z Penkun pojechaliśmy do Krackow, gdzie znajduje się okazałe muzeum starych pojazdów.
Trasa zaczęła się wić, więc udało nam się dostać wiatr w plecy. Tam Shrink pokazał mi, co to znaczy być prawdziwym Cyborgiem…i zaczął znikać w oddali.
Na trasie jestem zwolennikiem motta, którego autorem jest Leszek Miller : "Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna". ;)))
Oczywiście są wśród nas tacy, którzy potrafią i dobrze zacząć i dobrze skończyć; sami zainteresowani to wiedzą. Ja swoją kondycję zazwyczaj wolę „rozplanowywać”.
Do Krackow dojechaliśmy w dość dobrych warunkach. Tam pokazałem Shrinkowi rzeźby w starych wykonane w starych, uschniętych drzewach.
Na wejście do muzeum pojazdów zdecydował się Paweł i Marek.
My możemy zwiedzić to muzeum na fotografiach Pawła i Marka:
ZDJĘCIA Z RELACJI PAWŁA
ZDJĘCIA Z RELACJI MARKA
Muzeum techniki w Krackow.
Z Krackow ruszyliśmy przez Glasow w kierunku Locknitz. Wichura była niemożebna, do tego dokładały się górki i pagórki, a ekipa cały czas się tasowała.
Przed samym Locknitz Cyborgi pomknęły do przodu, mijając bez zatrzymywania się 1000-letni dąb. Niestety, Shrink go nigdy wcześniej nie widział, ale udało mi się go dogonić i pokazać mu ten pomnik przyrody. Ja sam zatrzymałem się na batonika obok w wiacie, gdzie mieliśmy posiłek w czasie Pierwszego Szczecińskiego Rajdu Bikestats
Budka w Locknitz.
Omijając sprytnym skrótem malowniczą przystań nad pięknym jeziorem, tak aby „nikt nie marnował czasu na głupoty typu robienie zdjęć” potoczyliśmy się do sklepu REWE w Loecknitz na zakupy! ;)))
Zakupy napojów...eee...hm...izotonicznych ?
Od tego momentu już mieliśmy jechać z wiatrem w plecy. W okolicach Ploewen udało mi się rozpędzić z górki do 52 km/h, co nie przeszkodziło Cybrogom w „połknięciu” mnie za chwilę na podjeździe.
Granicę przekroczyliśmy w Lubieszynie, a w Dołujach byłem świadkiem, jak Athena na twardych trybach szybko podjeżdża pod ciężki i upierdliwy podjazd do Dołuj. Uważam, że określenie Cyborgini, które nadał Athenie Gadzik jest jak najbardziej na miejscu – widzę, że to u Odysseusa i Atheny chyba rodzinne – taka para turystów posiadających w zanadrzu tryb „Cyborg”;))).
W zasadzie w Dołujach ekipa się rozjechała. Athena i Odysseus skręcili gdzieś na Wąelnicę, Cyborgi pojechały w kierunku Mierzyna, a ja ze Shrinkiem i Gryfem ruszyliśmy na Przecław.
Wiatr był na tyle sprzyjający, że udało nam się utrzymywać 35 km/h, w porywach do 40 km/h.
Na Rondzie Hakena pożegnaliśmy Gryfa, a ja zaprosiłem Shrinka do siebie, gdzie upitrasiłem obiadek i kawę, żeby zregenerować nasze siły.
Ponownie wsiedliśmy na rowery przed godziną 19:00, jako że 30 minut później Shrink miał pociąg powrotny do Nowogardu, więc odprowadziłem go na dworzec, przy okazji dokręcając nieco kilometrów i poprawiając średnią (jakoś mi się szybko ostatnio po mieście jeździ).
Po powrocie do domu stwierdziłem u siebie pewne znużenie mięśni, ale z tego co wyliczyłem wynika, że w dwa dni zrobiłem blisko 308 kilometrów, więc zakładam, że to normalne odczucie.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
104.86 km (5.00 km teren), czas: 04:45 h, avg:22.08 km/h,
prędkość maks: 52.00 km/hTemperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2300 (kcal)
K o m e n t a r z e
Misiacz - ponad wszystko jesteś świetnym organizatorem wypraw skoro udało Ci się skrzyknąć tak sporą grupę bikerów, tak dobrze dopasowanych sprawnościowo, że tak świetnie się Wam jeździ. Nie będę się powtarzał na temat opisu wycieczek, bo po prostu są świetne a Ty jesteś w nich dowcipnym, wręcz uroczym komentatorem, i skromnym jak to ktoś wcześniej zauważył. Pozdrawiam i podziwiam niezmiennie. Amen !
jotwu - 18:55 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
Opis jak zwykle super, autor jak zwykle skromny.
Szkoda, że nie mogłem być. AreG - 17:33 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
Szkoda, że nie mogłem być. AreG - 17:33 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
Misiaczowi się cyborgowe przguby przetarły po 300 km i nazwa to zgrabnie znużeniem mieśni :D:D:D
sargath - 17:33 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
sargath - 17:33 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
cytat: "stwierdziłem u siebie pewne znużenie mięśni"
Masz następny argument na bycie człowiekiem :-) Gryf - 16:34 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
Masz następny argument na bycie człowiekiem :-) Gryf - 16:34 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
Oj ta Twoja niewinność :):)
Ale opisik artystyczny i juz :):)
Pozdrawiam klege :) jurektc - 13:10 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
Ale opisik artystyczny i juz :):)
Pozdrawiam klege :) jurektc - 13:10 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
Świetną ekipę macie w tym Waszym Szczecinie i okolicach, nic tylko pozazdrościć. Wiatrak na zdjęciu świetnie się prezentuje.
Pozdrawiam stamper - 11:06 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
Pozdrawiam stamper - 11:06 niedziela, 6 marca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!