- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Homo Homini Lupus...
Środa, 9 lutego 2011 | dodano: 09.02.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Miałem dość. Miałem dziś po dziurki w nosie miejsca, miasta, kraju, gdzie…
1. Homo Homini Lupus
2. Masło nie jest masłem
3. Chleb nie jest chlebem
4. Piwo nie jest piwem
5. Rowerzysta na drodze jest zawalidrogą i lepiej go zabić, by być w domu 2 minuty wcześniej
6. Złośliwość, oszustwo i chamstwo jest cechą genetyczną, a nie chwilowym stanem ducha
7. Niszczenie, śmiecenie, brud i ogólna destrukcja stanowią motor działania 80% mieszkańców
8. Droga do garażu wiedzie wśród psich gówien i znerwicowanych kundli snujących się po osiedlu.
8. Gąsce zapieprzyli wczoraj z pralni dwa rowery.
Na to działał rower. Działał…
Od samego początku wiatr w pysk. Nie ustaje i wyje, jakby powiesiło się naraz ze 6 Krzyżaków.
Chciałem sprawdzić piastę Deore, chciałem sprawdzić nową oponę. Gówno wyszło ze sprawdzania, bo wiatr niczym wściekły pies zasrywający trawnik na moim osiedlu walił, miotał się i skakał do twarzy, ku samozadowoleniu jego właściciela. Jakoś jednak szło.
Minąłem Będargowo, przejechałem zalaną do połowy drogę na Stobno, bo żaden frajer nie poczuwa się do tego, żeby oczyścić rów melioracyjny.
Minąłem Dołuje, pochłonąłem w Lubieszynie batona czekoladowego pod przybytkiem, gdzie pod szumną nazwą McDonald naiwniacy kupują coś, co wydaje się im jedzeniem, a opakowania porzucają na poboczach.
Miałem jechać do Dobrej, do Grzepnicy i do Bartoszewa, tam zjeść w knajpie jakąś zupę, ale chciałem uciec.
Próbowałem, ale nie do końca się udało. To, przed czym uciekałem, już przelało się przez granicę i wydaje się, że nie ma przed tym ucieczki. Przejechałem granicę, zmierzałem do Grenzdorf. Ścieżka rowerowa nie skończona, widocznie fluidy z budowy ścieżki Pilchowo-Tanowo sięgnęły nawet za granicę. Rozryta ziemia, wbite paliki. Grudzień 2010 dawno minął, wraz z nim termin oddania do użytku, a na budowie nie widać żywego ducha.
Droga na Grenzdorf. Taka jeszcze niedawno była malownicza. Teraz upstrzona jest workami ze śmieciami z Polski, starymi zderzakami, a ślad przejazdu naszych rowerzystów znaczą regularnie wypieprzane na trawę puszki po Red Bullach.
Potem z Grenzdorf znów zakręcam w stronę granicy. Droga nadal w budowie, ale da się jechać.
W Grambow straszy opuszczony budynek na stacji kolejowej.
Już nie jadę na zachód skąd wiał wicher. Jadę do Schwennenz, lekko na południe. Wicher był jednak czujny i zmienił kierunek wraz z tym, jak i ja go zmieniłem. Nie popuszcza. Nie wieje w twarz bezpośrednio, ale ukosem, a wciskając się między szprychy prawie je zatrzymuje, jakby nie chciał dopuścić do obracania się koła. Góra, dół, góra, dół, góra, dół…ścieżka wędruje po morenowych wzgórkach. W Lebehn czas na przerwę, odpoczynek od walki z wiatrem, mały posiłek i coś do picia.
Może gdyby nie nowa piasta, nadal by mnie tu jeszcze nie było. Nie tego jednak oczekiwałem, oczekiwałem pędu niczym wiatr…Na razie to jednak wiatr nie oczekuje mojego pędu.
Góra, dół, góra, dół, góra, dół…doturlałem się do Krackow i wreszcie można skręcić na Nadrensee, mieć ten paskudny wiatr w plecy. Uśpiłem jego czujność i niepostrzeżenie pomógł mi wjechać pod górki i pagórki stojące na drodze do Nadrensee. Uśpiłem jednak na krótko. Wyczuł mnie i znów zaczął zawiewać z ukosa. Puszka po Red Bullu, puszka po Red Bullu, puszka po Red Bullu, puszka po Red Bullu…moją drogę do Rosow znaczą puszki po Red Bullu. Nie są osamotnione. Czasem towarzyszy im bańka po oleju „Lotos”, czasem puszka po piwie „Bosman”. Droga z Nadrensee do Rosow nie jest już tą samą drogą, co wcześniej. Z prawej mija mnie na grubość włosa samochód z polską rejestracją. Pędzi. Nie wiadomo po co, ale pędzi, bo trzeba pędzić i już. Będzie u celu 3 minuty wcześniej.
Na co wykorzysta te zaoszczędzone 3 minuty?
Z Rosow czas jechać do przejścia granicznego, czas wrócić do tego, od czego chciałem uciec, a uciec się nie udało. Ostatni postój w Niemczech, mały zakątek wśród roślinności, gdzie dość często się zatrzymuję. Nie jest już uroczy. Otaczają mnie niebieskie worki porzuconych śmieci…butelka po „Wyborowej”, po gównianym napoju „Zbyszko – 3 cytryny”, tuby z napisem „Silikon budowlany”. Jak daleko trzeba uciekać, żeby przed tym uciec?
Wjeżdżam do kraju, który nawet za granicą nie dał mi chwili wytchnienia, jakby zmówił się z wiatrem i pagórkami.
Nie chce mi się już nic, mam dość roweru, patrzę na licznik i interesuje mnie tylko to, aby dojechać do domu. Średnia 23,2 km/h z hakiem mimo przeszkód powinna cieszyć, a nie cieszy.
Ona po prostu jest, istnieje na liczniku sama dla siebie.
Wstawiam rower do garażu, idę do domu i nasłuchuję, czy z balkonów nie rozlegnie się taka modlitwa:
...
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1437 (kcal)
1. Homo Homini Lupus
2. Masło nie jest masłem
3. Chleb nie jest chlebem
4. Piwo nie jest piwem
5. Rowerzysta na drodze jest zawalidrogą i lepiej go zabić, by być w domu 2 minuty wcześniej
6. Złośliwość, oszustwo i chamstwo jest cechą genetyczną, a nie chwilowym stanem ducha
7. Niszczenie, śmiecenie, brud i ogólna destrukcja stanowią motor działania 80% mieszkańców
8. Droga do garażu wiedzie wśród psich gówien i znerwicowanych kundli snujących się po osiedlu.
8. Gąsce zapieprzyli wczoraj z pralni dwa rowery.
Na to działał rower. Działał…
Od samego początku wiatr w pysk. Nie ustaje i wyje, jakby powiesiło się naraz ze 6 Krzyżaków.
Chciałem sprawdzić piastę Deore, chciałem sprawdzić nową oponę. Gówno wyszło ze sprawdzania, bo wiatr niczym wściekły pies zasrywający trawnik na moim osiedlu walił, miotał się i skakał do twarzy, ku samozadowoleniu jego właściciela. Jakoś jednak szło.
Minąłem Będargowo, przejechałem zalaną do połowy drogę na Stobno, bo żaden frajer nie poczuwa się do tego, żeby oczyścić rów melioracyjny.
Minąłem Dołuje, pochłonąłem w Lubieszynie batona czekoladowego pod przybytkiem, gdzie pod szumną nazwą McDonald naiwniacy kupują coś, co wydaje się im jedzeniem, a opakowania porzucają na poboczach.
Miałem jechać do Dobrej, do Grzepnicy i do Bartoszewa, tam zjeść w knajpie jakąś zupę, ale chciałem uciec.
Próbowałem, ale nie do końca się udało. To, przed czym uciekałem, już przelało się przez granicę i wydaje się, że nie ma przed tym ucieczki. Przejechałem granicę, zmierzałem do Grenzdorf. Ścieżka rowerowa nie skończona, widocznie fluidy z budowy ścieżki Pilchowo-Tanowo sięgnęły nawet za granicę. Rozryta ziemia, wbite paliki. Grudzień 2010 dawno minął, wraz z nim termin oddania do użytku, a na budowie nie widać żywego ducha.
Droga na Grenzdorf. Taka jeszcze niedawno była malownicza. Teraz upstrzona jest workami ze śmieciami z Polski, starymi zderzakami, a ślad przejazdu naszych rowerzystów znaczą regularnie wypieprzane na trawę puszki po Red Bullach.
Potem z Grenzdorf znów zakręcam w stronę granicy. Droga nadal w budowie, ale da się jechać.
W Grambow straszy opuszczony budynek na stacji kolejowej.
Już nie jadę na zachód skąd wiał wicher. Jadę do Schwennenz, lekko na południe. Wicher był jednak czujny i zmienił kierunek wraz z tym, jak i ja go zmieniłem. Nie popuszcza. Nie wieje w twarz bezpośrednio, ale ukosem, a wciskając się między szprychy prawie je zatrzymuje, jakby nie chciał dopuścić do obracania się koła. Góra, dół, góra, dół, góra, dół…ścieżka wędruje po morenowych wzgórkach. W Lebehn czas na przerwę, odpoczynek od walki z wiatrem, mały posiłek i coś do picia.
Może gdyby nie nowa piasta, nadal by mnie tu jeszcze nie było. Nie tego jednak oczekiwałem, oczekiwałem pędu niczym wiatr…Na razie to jednak wiatr nie oczekuje mojego pędu.
Góra, dół, góra, dół, góra, dół…doturlałem się do Krackow i wreszcie można skręcić na Nadrensee, mieć ten paskudny wiatr w plecy. Uśpiłem jego czujność i niepostrzeżenie pomógł mi wjechać pod górki i pagórki stojące na drodze do Nadrensee. Uśpiłem jednak na krótko. Wyczuł mnie i znów zaczął zawiewać z ukosa. Puszka po Red Bullu, puszka po Red Bullu, puszka po Red Bullu, puszka po Red Bullu…moją drogę do Rosow znaczą puszki po Red Bullu. Nie są osamotnione. Czasem towarzyszy im bańka po oleju „Lotos”, czasem puszka po piwie „Bosman”. Droga z Nadrensee do Rosow nie jest już tą samą drogą, co wcześniej. Z prawej mija mnie na grubość włosa samochód z polską rejestracją. Pędzi. Nie wiadomo po co, ale pędzi, bo trzeba pędzić i już. Będzie u celu 3 minuty wcześniej.
Na co wykorzysta te zaoszczędzone 3 minuty?
Z Rosow czas jechać do przejścia granicznego, czas wrócić do tego, od czego chciałem uciec, a uciec się nie udało. Ostatni postój w Niemczech, mały zakątek wśród roślinności, gdzie dość często się zatrzymuję. Nie jest już uroczy. Otaczają mnie niebieskie worki porzuconych śmieci…butelka po „Wyborowej”, po gównianym napoju „Zbyszko – 3 cytryny”, tuby z napisem „Silikon budowlany”. Jak daleko trzeba uciekać, żeby przed tym uciec?
Polskie śmieci w Niemczech.© Misiacz
Wjeżdżam do kraju, który nawet za granicą nie dał mi chwili wytchnienia, jakby zmówił się z wiatrem i pagórkami.
Nie chce mi się już nic, mam dość roweru, patrzę na licznik i interesuje mnie tylko to, aby dojechać do domu. Średnia 23,2 km/h z hakiem mimo przeszkód powinna cieszyć, a nie cieszy.
Ona po prostu jest, istnieje na liczniku sama dla siebie.
Wstawiam rower do garażu, idę do domu i nasłuchuję, czy z balkonów nie rozlegnie się taka modlitwa:
...
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
65.38 km (2.00 km teren), czas: 02:50 h, avg:23.08 km/h,
prędkość maks: 38.10 km/hTemperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1437 (kcal)
K o m e n t a r z e
Misiacz wyluzuj bo ci zyłka pierdząca nie wytrzyma :):) widze ze masz dzisiaj agresora :)
A na poważnie,chcesz swiat naprawiać kolego?.
Brudasy sa i będą a wazne żeby nie stac sie jednym z nich. jurektc - 12:04 czwartek, 10 lutego 2011 | linkuj
A na poważnie,chcesz swiat naprawiać kolego?.
Brudasy sa i będą a wazne żeby nie stac sie jednym z nich. jurektc - 12:04 czwartek, 10 lutego 2011 | linkuj
może to niekoniecznie Polacy, w końcu jedzenie jest tańsze w polsce i okoliczne niemiaszki także kupują polskie produkty :)
P.S. magnes dam Ci w sobotę bo Jurek chory. sargath - 09:00 czwartek, 10 lutego 2011 | linkuj
P.S. magnes dam Ci w sobotę bo Jurek chory. sargath - 09:00 czwartek, 10 lutego 2011 | linkuj
Tak było jest i jeszcze pewnie jakiś czas będzie. Wszystko zależy od tego na czy skupisz uwagę. Zawsze można powiedzieć, że rodacy dbają o przemysł wtórny u sąsiadów, albo, że są świetnymi kierowcami, bo wyprzedzając na gazetę, zabijają co dziesiątego rowerzystę:)
Kajman - 23:56 środa, 9 lutego 2011 | linkuj
Dół dołem, to się zdarza, ale jeśli trudno jest dłużej akceptować polskie standardy estetyczne, a szerzej cywilizacyjne, to nie jest to sprawa nastroju. U mnie to już często kwestia fizjologiczna. I do tego to cholerne przekonanie, ze tu jest centrum świata, na tym wysypisku.
angelino - 21:28 środa, 9 lutego 2011 | linkuj
Twój opis rzeczywistości może przerazić, ale coraz częściej mam podobne spostrzeżenia.
Budujące jest, że przynajmniej na BS są ludzie którzy potrafią tchnąć optymizmem.
Swoją drogą dziękuję za zamieszczanie mapek twoich wyjazdów do sąsiadów, mam nadzieję że w tym roku uda mi się z nich skorzystać AreG - 21:03 środa, 9 lutego 2011 | linkuj
Budujące jest, że przynajmniej na BS są ludzie którzy potrafią tchnąć optymizmem.
Swoją drogą dziękuję za zamieszczanie mapek twoich wyjazdów do sąsiadów, mam nadzieję że w tym roku uda mi się z nich skorzystać AreG - 21:03 środa, 9 lutego 2011 | linkuj
Ułaaa, kolego ale doła zaliczyłeś. Przejdzie samo raczej, trochę pojeździsz i wróci wszystko do normy.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wiele cierpliwości, której czasem jest brak. Szczególnie w tym kraju. Isgenaroth - 20:19 środa, 9 lutego 2011 | linkuj
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wiele cierpliwości, której czasem jest brak. Szczególnie w tym kraju. Isgenaroth - 20:19 środa, 9 lutego 2011 | linkuj
Wszystko wina wiatru, to on wywołuje rozdrażnienie.
Żyjemy przecież w pięknym kraju, w którym:
- jest Bikestats, a na nim mnóstwo fajnych ludzi,
- nie trzeba pić piwa, bo są pyszne miodki,
- Homo Homini Ursus ;)
a jak przyjedziesz do Kobiernic, upiekę Ci pyszny chlebek :)
niradhara - 19:31 środa, 9 lutego 2011 | linkuj
Żyjemy przecież w pięknym kraju, w którym:
- jest Bikestats, a na nim mnóstwo fajnych ludzi,
- nie trzeba pić piwa, bo są pyszne miodki,
- Homo Homini Ursus ;)
a jak przyjedziesz do Kobiernic, upiekę Ci pyszny chlebek :)
niradhara - 19:31 środa, 9 lutego 2011 | linkuj
Pewnie wstałeś dzisiaj lewą nogą. Ale tak czasami bywa i ma się doła .Dziwne że rower nic nie pomógł. Ale ciekawie go opisałeś, masz talent do pisania! Fotoblog świetny.
Pozdro:)
sikorski33 - 19:30 środa, 9 lutego 2011 | linkuj
Pozdro:)
sikorski33 - 19:30 środa, 9 lutego 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!