- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Rekord styczniowy 150 km. Zielonczyn z Bikestats!
Sobota, 22 stycznia 2011 | dodano: 23.01.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z cyborgami z TC TEAM :)))
No to pobiłem swój rekord styczniowy, jako że nigdy więcej w styczniu nie przejechałem, z tego co pamiętam.
Trasa w dużym przybliżeniu przebiegała tak (nie ma na mapie nowo zbudowanej drogi przed Goleniowem, którą jechaliśmy).
Co ważniejsze, rekord pobity w doborowym towarzystwie kumpli z Bikestats plus Kris.
Początkowo wahałem się, czy jechać. Dystans 150 km z takimi Cyborgami jak Jurek (jurektc), Jarek (gadbagienny), Kris czy Paweł (Sargath) nie wróżył turystycznej przejażdżki. Jurek obiecał, że nie będzie się wyrywał jak chart z uwięzi i w zasadzie słowa dotrzymał. :)
Ponieważ bardzo chciało mi się gdzieś dalej ruszyć i rowerek był świeżo po serwisie, postanowiłem w sobotni poranek o 9:00 rano stawić się na zbiórkę przy Moście Długim.
Mimo, że temperatura nie była specjalnie niska, panowało przenikliwe, wilgotne szczecińskie zimno. Było pochmurno. Ruszyliśmy ulicą Gdańską, dając sobie spokój ze "ścieżką" rowerową, która wyglądała jak pozimowe wysypisko śmieci.
Dopiero w okolicach lotniska w Dąbiu zaczęła się ścieżka z prawdziwego zdarzenia. Asfaltowa i gładka. Doprowadziła nas prawie do wyjazdu z Dąbia (wg moich obserwacji Dąbie ma statystycznie więcej ścieżek niż Szczecin :))).
Za Dąbiem skręciliśmy w lewo na Pucice i Załom.
Sargath miał pecha, bo połamał okulary i zimny wiatr dawał mu po oczach, dodajmy do tego niedawno przebytą chorobę (osłabienie) i tempo nadane przez Cyborgi (rzadko schodziło poniżej 25 km/h), a pojawi się obraz pełni szczęścia. :)
Był jednak dzielny i do samego końca trzymał się dzielnie - naprawdę silny osobnik! Kandydat na pełnoprawnego Cyborga. :)
Jarek pokazał nam drogę do Goleniowa, której do tej pory nie znałem. Dojazd dzięki temu jest ciekawszy i bezpieczniejszy.
W Goleniowie skręciliśmy na Stepnicę. Po przejechaniu nad autostradą zatrzymaliśmy się w lesie na gorącą herbatę z termosów.
Warto było, bo mimo ochraniaczy zimno dobierało się do stóp. Zmieniłem skarpetki na inne, wypiłem herbatkę, cyknęliśmy po kilka zdjęć i ruszyliśmy do Stepnicy, szukać jakiegoś lokalu, gdzie można by zjeść coś na gorąco.
Za jakiś czas zatrzymaliśmy się na kolejny postój.
Kiedy już zajeżdżę swojego skórzanego Favorita, następne będzie takie siodełko, jakie ma Jarek.
Stepnica jak wymarła. Wszystkie restauracje, knajpy, bistra i co tam jeszcze stoi...były pozamykane na głucho.
Jak mawiają Rosjanie, "закрытo на зиму" :)))
Również nad Zalewem Szczecińskim nic otwartego.
Otwarta była tylko przestrzeń.
Jarek (Gadbagienny) rozbudził w nas nadzieję, mówiąc, że 4 km za Zielonczynem jest pizzeria prowadzona przez Włocha, który serwuje naprawdę niepowtarzalne dania.
Z chęcią ruszyliśmy w tamtym kierunku. Na miejscu okazało się, że pizzeria...została sprzedana kilka dni temu. Zastaliśmy tylko nowych właścicieli, którzy chcą dalej prowadzić lokal.
Cóż było robić, zawróciliśmy do Zielonczyna, aby wjechać na punkt widokowy, do którego wycieczkę oraz jego zdobycie wymarzył sobie Jurek.
Podjazd był dość ostry leśną gruntową drogą. Na górze czekał na nas taki sobie widoczek, ale to dlatego, że pogoda była dość nieciekawa i powietrze nie było zbyt przejrzyste.
Był za to czas na kolejny popas i na zrobienie kilku fotek.
Postanowiliśmy wracać tą samą drogą, ponieważ droga na Przybiernów przypomina drogę po nalocie bombowym - dziura za dziurą.
Jarek rozbudził w nas kolejną nadzieję na coś ciepłego do jedzenia. Goleniów. Dworzec. Najlepsze hot-dogi w okolicy. Podobno.
No to dojechaliśmy do tego Goleniowa.
Dojechaliśmy do dworca i co? Mogliśmy co najwyżej pocałować klamkę zamkniętej budki z hot-dogami. Budki bez hot-dogów. Nie całowaliśmy. Niehigieniczne.
Na szczęście po drodze zauważyliśmy bar z kebabem, jeśli się nie mylę, to przy ul. Konstytucji 3-go Maja.
Bar ten możemy szczerze polecić. Obsługa sympatyczna, porcje pyszne i tak ogromne, że ledwo zjedliśmy. Kebab z dużą ilością kebabu, a nie w dawkach symbolicznych, jak to jest praktykowane gdzieniegdzie. Niczym nie ustępował kebabowi w Niemczech.
Napełnieni niczym wypasione prosiaki ruszyliśmy do Szczecina.
Zapadał zmrok, więc mimo ociężałości zdrowo ciągnęliśmy do celu.
Noc zapadła, kiedy wyjechaliśmy z Dąbia. Żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia tych pięciu migających czerwonych lampek, przemieszczających się szybko do przodu.
Most Długi. W końcu dotarliśmy do miejsca, z którego rano ruszyliśmy.
Jeszcze pamiątkowa fotka i każdy ruszył w swoją stronę.
Ja z Jarkiem na Pomorzany, jako że obaj tam mieszkamy. Na Pomorzanach okazało się, że mój licznik wskazuje 148 kilometrów. No jakże to tak?!
Klucząc po ulicach nadrabiałem braki we wskazaniach.
Pożegnałem Jarka i pomknąłem do garażu. Już miałem wstawić rower, ale licznik wskazywał...149,80 km.
Wiadomo - od razu zrobiłem parę kółek koło garażu. :)))
Kiedy ujrzałem 150,04 km - mogłem spokojnie podreptać do domu i oddać się innemu rodzajowi relaksu.
Jeszcze nie wiedziałem, że następnego dnia kupię Basi rower trekkingowy i wracając nim z Płoni do domu zaliczę kolejny wyjazd, tym razem przez oblodzone drogi Gór Bukowych...
Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3437 (kcal)
Trasa w dużym przybliżeniu przebiegała tak (nie ma na mapie nowo zbudowanej drogi przed Goleniowem, którą jechaliśmy).
Co ważniejsze, rekord pobity w doborowym towarzystwie kumpli z Bikestats plus Kris.
Początkowo wahałem się, czy jechać. Dystans 150 km z takimi Cyborgami jak Jurek (jurektc), Jarek (gadbagienny), Kris czy Paweł (Sargath) nie wróżył turystycznej przejażdżki. Jurek obiecał, że nie będzie się wyrywał jak chart z uwięzi i w zasadzie słowa dotrzymał. :)
Ponieważ bardzo chciało mi się gdzieś dalej ruszyć i rowerek był świeżo po serwisie, postanowiłem w sobotni poranek o 9:00 rano stawić się na zbiórkę przy Moście Długim.
Mimo, że temperatura nie była specjalnie niska, panowało przenikliwe, wilgotne szczecińskie zimno. Było pochmurno. Ruszyliśmy ulicą Gdańską, dając sobie spokój ze "ścieżką" rowerową, która wyglądała jak pozimowe wysypisko śmieci.
Dopiero w okolicach lotniska w Dąbiu zaczęła się ścieżka z prawdziwego zdarzenia. Asfaltowa i gładka. Doprowadziła nas prawie do wyjazdu z Dąbia (wg moich obserwacji Dąbie ma statystycznie więcej ścieżek niż Szczecin :))).
Za Dąbiem skręciliśmy w lewo na Pucice i Załom.
Sargath miał pecha, bo połamał okulary i zimny wiatr dawał mu po oczach, dodajmy do tego niedawno przebytą chorobę (osłabienie) i tempo nadane przez Cyborgi (rzadko schodziło poniżej 25 km/h), a pojawi się obraz pełni szczęścia. :)
Był jednak dzielny i do samego końca trzymał się dzielnie - naprawdę silny osobnik! Kandydat na pełnoprawnego Cyborga. :)
Jarek pokazał nam drogę do Goleniowa, której do tej pory nie znałem. Dojazd dzięki temu jest ciekawszy i bezpieczniejszy.
W Goleniowie skręciliśmy na Stepnicę. Po przejechaniu nad autostradą zatrzymaliśmy się w lesie na gorącą herbatę z termosów.
Warto było, bo mimo ochraniaczy zimno dobierało się do stóp. Zmieniłem skarpetki na inne, wypiłem herbatkę, cyknęliśmy po kilka zdjęć i ruszyliśmy do Stepnicy, szukać jakiegoś lokalu, gdzie można by zjeść coś na gorąco.
Za jakiś czas zatrzymaliśmy się na kolejny postój.
Kiedy już zajeżdżę swojego skórzanego Favorita, następne będzie takie siodełko, jakie ma Jarek.
Stepnica jak wymarła. Wszystkie restauracje, knajpy, bistra i co tam jeszcze stoi...były pozamykane na głucho.
Jak mawiają Rosjanie, "закрытo на зиму" :)))
Również nad Zalewem Szczecińskim nic otwartego.
Otwarta była tylko przestrzeń.
Jarek (Gadbagienny) rozbudził w nas nadzieję, mówiąc, że 4 km za Zielonczynem jest pizzeria prowadzona przez Włocha, który serwuje naprawdę niepowtarzalne dania.
Z chęcią ruszyliśmy w tamtym kierunku. Na miejscu okazało się, że pizzeria...została sprzedana kilka dni temu. Zastaliśmy tylko nowych właścicieli, którzy chcą dalej prowadzić lokal.
Cóż było robić, zawróciliśmy do Zielonczyna, aby wjechać na punkt widokowy, do którego wycieczkę oraz jego zdobycie wymarzył sobie Jurek.
Podjazd był dość ostry leśną gruntową drogą. Na górze czekał na nas taki sobie widoczek, ale to dlatego, że pogoda była dość nieciekawa i powietrze nie było zbyt przejrzyste.
Był za to czas na kolejny popas i na zrobienie kilku fotek.
Postanowiliśmy wracać tą samą drogą, ponieważ droga na Przybiernów przypomina drogę po nalocie bombowym - dziura za dziurą.
Jarek rozbudził w nas kolejną nadzieję na coś ciepłego do jedzenia. Goleniów. Dworzec. Najlepsze hot-dogi w okolicy. Podobno.
No to dojechaliśmy do tego Goleniowa.
Dojechaliśmy do dworca i co? Mogliśmy co najwyżej pocałować klamkę zamkniętej budki z hot-dogami. Budki bez hot-dogów. Nie całowaliśmy. Niehigieniczne.
Na szczęście po drodze zauważyliśmy bar z kebabem, jeśli się nie mylę, to przy ul. Konstytucji 3-go Maja.
Bar ten możemy szczerze polecić. Obsługa sympatyczna, porcje pyszne i tak ogromne, że ledwo zjedliśmy. Kebab z dużą ilością kebabu, a nie w dawkach symbolicznych, jak to jest praktykowane gdzieniegdzie. Niczym nie ustępował kebabowi w Niemczech.
Napełnieni niczym wypasione prosiaki ruszyliśmy do Szczecina.
Zapadał zmrok, więc mimo ociężałości zdrowo ciągnęliśmy do celu.
Noc zapadła, kiedy wyjechaliśmy z Dąbia. Żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia tych pięciu migających czerwonych lampek, przemieszczających się szybko do przodu.
Most Długi. W końcu dotarliśmy do miejsca, z którego rano ruszyliśmy.
Jeszcze pamiątkowa fotka i każdy ruszył w swoją stronę.
Ekipa BS ze Szczecina.© Misiacz
Ja z Jarkiem na Pomorzany, jako że obaj tam mieszkamy. Na Pomorzanach okazało się, że mój licznik wskazuje 148 kilometrów. No jakże to tak?!
Klucząc po ulicach nadrabiałem braki we wskazaniach.
Pożegnałem Jarka i pomknąłem do garażu. Już miałem wstawić rower, ale licznik wskazywał...149,80 km.
Wiadomo - od razu zrobiłem parę kółek koło garażu. :)))
Kiedy ujrzałem 150,04 km - mogłem spokojnie podreptać do domu i oddać się innemu rodzajowi relaksu.
Jeszcze nie wiedziałem, że następnego dnia kupię Basi rower trekkingowy i wracając nim z Płoni do domu zaliczę kolejny wyjazd, tym razem przez oblodzone drogi Gór Bukowych...
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
150.04 km (4.00 km teren), czas: 06:23 h, avg:23.50 km/h,
prędkość maks: 44.00 km/hTemperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3437 (kcal)
K o m e n t a r z e
Misiaczu,jestes fantastyczny :D i do tego moim klega :D
jurektc - 14:40 wtorek, 25 stycznia 2011 | linkuj
jurektc - 14:40 wtorek, 25 stycznia 2011 | linkuj
Cześć! Gratuluję wycieczki. Ja miast pojeździć włóczyłem się po lesie na piechotę http://traperzy.republika.pl/pieszo/2011/110122-23.html :-)
Zdjęcia coraz ładniejsze!
Pozdrawiam! danielkoltun - 11:01 wtorek, 25 stycznia 2011 | linkuj
Zdjęcia coraz ładniejsze!
Pozdrawiam! danielkoltun - 11:01 wtorek, 25 stycznia 2011 | linkuj
Dystans super jak na styczeń i jak zwykle udana wycieczka :-)
Misiacz, nie zajeździsz swojego Favorita - on jest wieczny, tak więc nie masz pretekstu na zmianę siodła. Ja mam szansę, tylko te 300 zl. - kiedyś sobie sprezentuję B17 :-) Gryf - 19:44 poniedziałek, 24 stycznia 2011 | linkuj
Misiacz, nie zajeździsz swojego Favorita - on jest wieczny, tak więc nie masz pretekstu na zmianę siodła. Ja mam szansę, tylko te 300 zl. - kiedyś sobie sprezentuję B17 :-) Gryf - 19:44 poniedziałek, 24 stycznia 2011 | linkuj
Opis wycieczki przeczytałem w paru źródłach i wyraźnie widać jak dobrany zespół tworzycie. Moje uznanie, zwłaszcza za "ambitną" dokrętkę wokół garażu - skąd ja znam takie zachowania ?
jotwu - 15:45 poniedziałek, 24 stycznia 2011 | linkuj
Gratulacje Misiaczu! Jesteście wspaniali! :)
Wpisów trenażerowców i tak nikt nie czyta i pewno nigdy nie będzie, nawet gdyby zaczęli streszczać filmy, które oglądają kręcąc nogami w ciepełku :P
A Ty masz liczne zastępy fanów, do których i ja należę :) niradhara - 08:34 poniedziałek, 24 stycznia 2011 | linkuj
Wpisów trenażerowców i tak nikt nie czyta i pewno nigdy nie będzie, nawet gdyby zaczęli streszczać filmy, które oglądają kręcąc nogami w ciepełku :P
A Ty masz liczne zastępy fanów, do których i ja należę :) niradhara - 08:34 poniedziałek, 24 stycznia 2011 | linkuj
Misiacz - dzięki to pewnie zasługa herbatki którą od Was dostawałem na każdym postoju i za którą serdecznie wszystkim dziękuje :)
P.S. To jak teraz żona ma nowy rowerek to już z nami nie pośmigasz ? sargath - 19:52 niedziela, 23 stycznia 2011 | linkuj
P.S. To jak teraz żona ma nowy rowerek to już z nami nie pośmigasz ? sargath - 19:52 niedziela, 23 stycznia 2011 | linkuj
Noo Panowie, szaleństwo ! Gratulacje, świetny dystans :)
vanhelsing - 19:39 niedziela, 23 stycznia 2011 | linkuj
Misiacz ale my jechaliśmy wczoraj :), a nie dzisiaj :)
sargath - 19:11 niedziela, 23 stycznia 2011 | linkuj
macie zdrowie i zaparcie, piękny wyczyn. Jak oglądam zdjęcia to czuję zimno.
viatrak - 18:57 niedziela, 23 stycznia 2011 | linkuj
dystans jak i predkosc srednia godne podziwu ;) gratulacje
olo - 18:50 niedziela, 23 stycznia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!