- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Niemcy - dzień sądu dla Misiacza w terenie!
Sobota, 2 października 2010 | dodano: 02.10.2010Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecin i okolice
Dziś wyjechałem z domu o godzinie 9:00. Trochę późno, ale wczoraj byłem u kolegi na "pępkowym" i profilaktycznie wolałem troszkę odczekać. Po głowie snuł mi się pomysł zrobienia ostatniej samotnej dwusetki w tym roku, ale zupełnie nie pomyślałem o tym, że jest troszkę za późna pora na to. Na początek postanowiłem zaoszczędzić sobie kilkunastu km nudną, ruchliwą i znaną mi trasą do Kołbaskowa. Wsiadłem więc ze swoim rowerkiem w autobus i szybciutko byłem na miejscu.
Kołbaskowo, przed autobusem.
Do przejścia granicznego miałem teraz tą nieciekawą trasą tylko 4 km. W mój lewy bok wiał ostry wiatr ze wschodu, a ja kombinowałem, żeby pojechać na północ - do Schwedt, a potem przez Polskę do Cedynii. Wiatr jednak był tak silny, że po dojechaniu do Neurochlitz zacząłem dumać. Zdecydowany byłem niczym dziewica w trakcie zespołu napięcia przedmiesiączkowego :)))
Rozsądek podpowiedział mi, że te 200 km to najłatwiej będzie zrobić z wiatrem w plecy, więc skręciłem na zachód, na Tantow. Faktycznie, jechało się szybko, 40 km/h wchodziło bez oporów i nie czuło się tego dotkliwego zimna.
W Storkow trochę się pokręciłem i znalazłem drogę rowerową do Penkun (samochodowa była brukowana).
Wyjazd ze Storkow.
Droga rowerowa ze Storkow do Penkun.
Jako, że w Penkun bywałem wielkokrotnie cyknąłem tylko jedną fotkę.
Zamek w Penkun.
W Penkun skręciłem na Prenzlau, gdyż jeszcze na rowerze mnie tam nie było, a samochodem bywałem tam tylko przejazdem.
Widoczek za Penkun.
Droga była bardzo zróżnicowana - długie podjazdy i długie szybkie zjazdy.
Kościół w Schmoelln na trasie Penkun – Prenzlau.
Ta tabliczka wyjaśniła mi, skąd się wzięło takie ukształtowanie terenu.
Szlak epoki lodowcowej.
Poza tym droga była nieciekawa i bardzo ruchliwa, plułem sobie w brodę, że ją wybrałem...no, ale jak się chce zwiedzić Prenzlau, to trzeba jechać!
Wjazd do Prenzlau.
Ulica wjazdowa do centrum Prenzlau.
Miasto jest spore i przed wojną musiało być malownicze. Na szczęście nie wszystko uległo zniszczeniu w czasie walk.
Zabytki Prenzlau.
W Prenzlau spędziłem całkiem sporo czasu...i powoli wywietrzał mi z głowy pomysł na 200 km :)))
Przed fontanną na deptaku w Prenzlau.
Festyn na deptaku.
Mury obronne i baszta w Prenzlau.
Droga nr 109 z Prenzlau do Pasewalku jest drogą główną, w związku z czym jest dość ruchliwa, a odcinek ten ma aż 25 km.
Po 12 km zmieniłem plany i postanowiłem poszukać skrótu do Loecknitz, w związku z tym w Goeritz skręciłem w prawo na Schoenfeld.
Od tego momentu moją przyzwoitą średnią szlag trafił - zaczął się "wmordewind".
Całkiem fajnie się jechało, gdy ...skończył się asfalcik. No to i co Ty na to, "Asfaltowy" Misiaczu"? :)))
"A co mi tam" - pomyślałem i wjechałem polną drogą w las. Jadąc przez las usłyszałem za sobą dwa zatrzymujące się samochody. Wkrótce wiedziałem dlaczego - w poprzek drogi leżało zwalone drzewo. Dla mnie to żaden problem, po prostu przeniosłem rower i ruszyłem dalej. Po chwili błogosławiłem drogę, która jeszcze przed chwilą mi się nie podobała :)
To nie są „kocie łby” – to są „krowie łby””!!!
Telepiąc się i luzując wszystkie posiadane plomby dotarłem do Schoenfeld.
Kościół w Schoenfeld.
Tam zacząłem szukać drogi na Neuenfeld...i to na niezbyt dokładnej mapie...a moja nawigacja ocipiała i za diabła nie chciała się połączyć z satelitą!
Wreszcie się odnalazłem...
Na kładce nad autostradą A20 między Schoenfeld a Neuenfeld.
Cóż...droga za kładką była wykonana z płyt, które jednak były całkiem równo ułożone. Dojechałem do kolejnej malowniczej miejscowości, gdzie nawet psy dupami nie szczekają, bo ich tam chyba nie ma, co ja mówię - tam chyba w ogóle nie było nikogo. W niemieckich wioskach zawsze jest pusto.
Miałem jechać na Zuesedom, kiedy jednak zobaczyłem to coś zwane drogą (2 km), to skręciłem w prawo, na szutrówkę, która na mapie wydawała się fajnym skrótem.
Jadąc nią przypominałem sobie swoją wyprawę na Suwalszczyznę, naprawdę klimaty miałem od teraz podobne!
Droga do Zuesedom.
Po przejechaniu tą drogą 3 km pod górkę ...hm...na drodze stał wiatrak elektrowni wiatrowej...i tyle się najechałem. Drogi dalej nie było.
Musiałem zawrócić i niestety dotelepać się 2 km potwornym brukiem do Zuesedom.
Na szczęście tam już był piękny niemiecki i gładki asfalt.
Kiedy jednak wyjechałem z wioski...
Wesołe jest życie trekkingowca na trasie do Fahrenwalde (3 km) - SCHEISSE!!!
Kiedy minąłem Fahrenwalde zaczęła się wspaniała trasa przez puszczę w okolicach Heidemuehle. Polecam każdemu, komu się tam zechce dotelepać. Jest oznaczona jako szlak turystyczny. Nawet ja, "Asfaltowy Misiacz" byłem zachwycony!
Stary drogowskaz w lesie do Caselow.
KTM na drodze do Caselow.
Za Caselow (gdzie przenosiłem rower przez zamkniętą z powodu robót drogę) nie skorzystałem z zalecanego objazdu, a ruszyłem skrótem do Loecknitz. Skrót tradycyjnie już dzisiaj okazał się lekko wertepiastą gruntówką, którą jednak dojechałem aż do wjazdu do Loecknitz. Teraz byłem już "u siebie" na znanym mi terenie!
Wyjeżdząjąc z Loecknitz sprawdziłem ceny na campingu :)))
Stamtąd znaną mi trasą przez Ramin i Grambow dojechałem do Schwennenz.
Droga polna do granicy nie wydawała mi się już teraz tak straszna jak dawniej:)))
Wiata na przejściu granicznym Schwennenz – Bobolin.
Do domku dojechałem tradycyjnie już przez Stobno, Warzymice i Przecław!
Wspaniała wyprawa...czyżbym lubił czasem po terenie pojeździć? :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
131.65 km (50.00 km teren), czas: 06:27 h, avg:20.41 km/h,
prędkość maks: 52.00 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2713 (kcal)
K o m e n t a r z e
ze tak Ci sie chciało te 130km machnąć:) pogoda jest tak demotywująca (raz tak, raz siak- chyba gorsza od zimy) że nie wiem czy dałbym radę teraz-tyle:) szacun
miok - 19:34 wtorek, 5 października 2010 | linkuj
Świetna wycieczka. Piękne widoki. No i trochę terenu :-) Krowich łbów to i ja nie lubię :-)
danielkoltun - 20:35 niedziela, 3 października 2010 | linkuj
danielkoltun - 20:35 niedziela, 3 października 2010 | linkuj
Krowie łby to atrakcja, którą dobrze jest czasem zaliczyć, by na nowo docenić uroki asfaltu :)
niradhara - 17:13 niedziela, 3 października 2010 | linkuj
Fajna wycieczka. Ja się zbieram i zbieram żeby pojechac gdzieś do sąsiadów ale ciągle jakoś nie po drodze.
rtut - 19:57 sobota, 2 października 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!