- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Spacer nach Pasewalk (Pozdawilk) durch Koblentz (Koblencja)
Niedziela, 25 lipca 2010 | dodano: 25.07.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Jak zwykle zaspałem, ale co tam :) Troszkę mi zeszło (jak to mi) zbieranie się, ale "już" o godzinie 11:35 ruszyłem na trasę. Skierowałem się od razu na Będargowo, skąd pojechałem na Stobno, przed którym skręciłem na Bobolin.
Zdjęcia niestety robiłem z marnego aparatu w komórce, więc są jakie są :(((
Granicę przekroczyłem jak zwykle ostatnio przed Schwennenz, do którego dotelepałem się polną drogą.
Tu widać, jak wyglądał mniej więcej pas graniczny.
Ostatnio dość często jeżdżę tą trasą :)
Tu, na polu między Schwennenz a Grambow próbowałem podrabiać Russela Crowe w scence z filmu "Gladiator" :)))
Jemu to chyba lepiej wyszło...i ta muzyka! :)))
<lt;lt;feature=related
Z Grambow tradycyjnie pojechałem do Ramin. Wziąłem tylko komórkę, bo chciałem sprawdzić, jak sprawuje się moja nowa nawigacja, która w niej jest. Sprawuje się dobrze, ale bateria pada po niecałym jednym dniu.
Z Ramin dojechałem do Ploewen, a stamtąd do Boock, skąd przez Mewegen pojechałem znaną mi trasą do Koblentz. Ostatnio kusiło mnie, żeby dojechać do Pasewalku, ale jakoś się nie udało.
W Krugsdorf zatrzymałem się, żeby sfotografować piękne jezioro i przepiękny pałacyk, którego to piękna ten parszywy aparacik nie oddał....
Mam nadzieję, że nad to spokojne i czyste jeszcze jezioro nie zjedzie się nasza plażowa hołota, która z jeziorka i plaży Obersee pod Blankensee zrobiła wrzaskliwe miejsce przypominające wysypisko śmieci, pełne puszek, butelek po wódce i niedopałków.
A to pałacyk w Krugsdorf:
Kiedy dojechałem do Rothenburga, okazało się, że odbywają się tam niezłe zawody jeździeckie, pełno koni, ludzi i samochodów, jeden wielki festyn.
Kawałek drogi biegnie płytami:
Zawody:
Muszę wspomnieć, że od samego początku wiał mi w twarz piekielnie mocny "wmordęwind" z północnego zachodu, więc moja prędkość oscylowała w okolicach 22-24 km/h. Kiedy dodać do tego moje częste postoje, widać jaka ze mnie "snuja" :))).
Do Pasewalku dojechałem przez Friedberg.
Kościół w Pasewalku (za czasów słowiańskich nazywał się Pozdawilk):
Liczyłem, że uda mi się zjeść jakiegoś uczciwego tureckiego kebeba, bo przyznam, że do tej pory zdążyłem pożreć większość swoich zapasów.
Okazało się, że na Turków można liczyć! Było otwarte. Ogromna porcja, gdzie nikt mnie nie oszukiwał na ilości mięsa, tak jak to ma miejsce w Szczecinie.
Do tego zimne piwko 0,33 o śladowej zawartości alkoholu, takie dla rowerzysty, zasadniczo "bezalkoholowe" ;)
Kebab mnie zamulił co nieco swoją masą, ale trzeba było się ruszyć i wracać. Po drodze cyknąłem parę widoczków.
To Baszta Prochowa (tabliczka była również w języku polskim).
Od tego momentu część trasy była taka sama aż do Mewegen, no bo lepszej nie ma :)
Wiatr, który wiał mi do tej pory z impetem w twarz - teraz wiał mi w grzbiet, choć ciężki kebab spowalniał mnie do 27-29 km/h.
W Mewegen odbiłem na Blankensee, gdzie przekroczyłem granicę.
Od tego momentu trasa była już rzekłbym oklepana...Buk, Dobra, Wołczkowo, Bezrzecze, Szczecin.
Jedno jest fajne - jest godzina 20:25, a uczciwy turecki kebabik wciąż trzyma, a zjadłem go o 15:40 :)))
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2580 (kcal)
Zdjęcia niestety robiłem z marnego aparatu w komórce, więc są jakie są :(((
Granicę przekroczyłem jak zwykle ostatnio przed Schwennenz, do którego dotelepałem się polną drogą.
Tu widać, jak wyglądał mniej więcej pas graniczny.
Ostatnio dość często jeżdżę tą trasą :)
Tu, na polu między Schwennenz a Grambow próbowałem podrabiać Russela Crowe w scence z filmu "Gladiator" :)))
Jemu to chyba lepiej wyszło...i ta muzyka! :)))
<lt;lt;feature=related
Z Grambow tradycyjnie pojechałem do Ramin. Wziąłem tylko komórkę, bo chciałem sprawdzić, jak sprawuje się moja nowa nawigacja, która w niej jest. Sprawuje się dobrze, ale bateria pada po niecałym jednym dniu.
Z Ramin dojechałem do Ploewen, a stamtąd do Boock, skąd przez Mewegen pojechałem znaną mi trasą do Koblentz. Ostatnio kusiło mnie, żeby dojechać do Pasewalku, ale jakoś się nie udało.
W Krugsdorf zatrzymałem się, żeby sfotografować piękne jezioro i przepiękny pałacyk, którego to piękna ten parszywy aparacik nie oddał....
Mam nadzieję, że nad to spokojne i czyste jeszcze jezioro nie zjedzie się nasza plażowa hołota, która z jeziorka i plaży Obersee pod Blankensee zrobiła wrzaskliwe miejsce przypominające wysypisko śmieci, pełne puszek, butelek po wódce i niedopałków.
A to pałacyk w Krugsdorf:
Kiedy dojechałem do Rothenburga, okazało się, że odbywają się tam niezłe zawody jeździeckie, pełno koni, ludzi i samochodów, jeden wielki festyn.
Kawałek drogi biegnie płytami:
Zawody:
Muszę wspomnieć, że od samego początku wiał mi w twarz piekielnie mocny "wmordęwind" z północnego zachodu, więc moja prędkość oscylowała w okolicach 22-24 km/h. Kiedy dodać do tego moje częste postoje, widać jaka ze mnie "snuja" :))).
Do Pasewalku dojechałem przez Friedberg.
Kościół w Pasewalku (za czasów słowiańskich nazywał się Pozdawilk):
Liczyłem, że uda mi się zjeść jakiegoś uczciwego tureckiego kebeba, bo przyznam, że do tej pory zdążyłem pożreć większość swoich zapasów.
Okazało się, że na Turków można liczyć! Było otwarte. Ogromna porcja, gdzie nikt mnie nie oszukiwał na ilości mięsa, tak jak to ma miejsce w Szczecinie.
Do tego zimne piwko 0,33 o śladowej zawartości alkoholu, takie dla rowerzysty, zasadniczo "bezalkoholowe" ;)
Kebab mnie zamulił co nieco swoją masą, ale trzeba było się ruszyć i wracać. Po drodze cyknąłem parę widoczków.
To Baszta Prochowa (tabliczka była również w języku polskim).
Od tego momentu część trasy była taka sama aż do Mewegen, no bo lepszej nie ma :)
Wiatr, który wiał mi do tej pory z impetem w twarz - teraz wiał mi w grzbiet, choć ciężki kebab spowalniał mnie do 27-29 km/h.
W Mewegen odbiłem na Blankensee, gdzie przekroczyłem granicę.
Od tego momentu trasa była już rzekłbym oklepana...Buk, Dobra, Wołczkowo, Bezrzecze, Szczecin.
Jedno jest fajne - jest godzina 20:25, a uczciwy turecki kebabik wciąż trzyma, a zjadłem go o 15:40 :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
121.68 km (4.00 km teren), czas: 05:17 h, avg:23.03 km/h,
prędkość maks: 45.00 km/hTemperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2580 (kcal)
K o m e n t a r z e
Proszę o nieużywanie słowa spacer w stosunku do dystansów powyżej 100 km, bo to źle działa na moje morale ;)
meak - 19:49 niedziela, 25 lipca 2010 | linkuj
Ładny dystans:)
Turcy muszą z czegoś żyć, u nas kebaby robią ludzie z łapanki, pewnie dlatego ich jakość jest, jaka jest:( Kajman - 18:22 niedziela, 25 lipca 2010 | linkuj
Turcy muszą z czegoś żyć, u nas kebaby robią ludzie z łapanki, pewnie dlatego ich jakość jest, jaka jest:( Kajman - 18:22 niedziela, 25 lipca 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!