- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wyprawa przez Uznam na Rugię: DZIEŃ 1.
Czwartek, 3 czerwca 2010 | dodano: 07.06.2010Kategoria Rugia od 2010..., Wypadziki do Niemiec, Wyprawy na Wyspę Uznam
Od dawna planowana wyprawa z Danielem na Rugię doszła wreszcie do skutku. Dawno już poważniej nie jeździłem z sakwami i czas był już najwyższy, by gdzieś ruszyć, choć czasowo byliśmy ograniczeni do 4 dni.
Trasa wyprawy:
WSZYSTKIE MOJE ZDJĘCIA Z WYPRAWY - KLIKNIJ TU
ZDJĘCIA DANIELA (CIEKAWE, A MOŻE I CIEKAWSZE)- KLIKNIJ TU
FILM Z PIERWSZEGO DNIA WYPRAWY:
Przed wyprawą został „odtańczony Taniec Słońca”, żeby zapewnić pogodę na czas wyprawy – skutek jak zwykle był pozytywny, bo od czwartku do niedzieli mieliśmy piękne słońce (dziś, kiedy to piszę w domu w poniedziałek – leje deszcz). Powinienem chyba tańczyć ten taniec zarobkowo dla innych rowerzystów :))).
W środę wieczorem Daniel przyjechał do mnie samochodem z Nowej Soli. Następnego ranka wrzuciliśmy ‘na pakę’ samochodu nasze rowery, sakwy, namioty i cały potrzebny sprzęt i ruszyliśmy do Świnoujścia. Dojechaliśmy trochę późno, bo przed godziną 10:00. Tam nasze rowery zostały objuczone niczym wielbłądy sakwami. Przeżyłem chwilę niepewności, gdy zobaczyłem, że jedna z rurek tylnego bagażnika ma pęknięty spaw (musiał być naruszony wcześniej i puścił przy załadunku) i to w dolnej części, najbardziej obciążonej. Mocowanie składa się z trzech rurek, więc przy pomocy czterech opasek ‘strepsów’ umocowałem luźną rurkę do pozostałych dwóch i ...postanowiłem liczyć na szczęście (na co można liczyć na starcie w wolny dzień, w Boże Ciało ? :)).
Po objuczeniu naszych pojazdów pojechaliśmy na przeprawę promową w centrum Świnoujścia. Przepłynęliśmy rzekę i ruszyliśmy w stronę granicy z Niemcami (zdjęcie z kolekcji Daniela).
Przejechaliśmy ścieżkami rowerowymi przez słynne cesarskie kurorty Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin.
To mój wielbłąd :)
W Bansin usłyszałem podejrzany trzask z okolic bagażnika. Pod wpływem naprężeń puścił jeden ze ‘strepsów’, ale nic poważniejszego się nie stało. Zastąpiłem go nowym.
Wbrew temu, co się uważa, niemieckie ścieżki rowerowe to nie tylko gładki jak stół asfalt, często są to ścieżki z kostki typu „Polbruk”, zaś ścieżka wiodąca północną częścią wyspy Uznam jest wykonana z ubitego szutru. Prowadzi ona malowniczymi wzgórzami morenowymi wśród przepięknych lasów, często tuż przy klifie, a nachylenia sięgają tam nawet 16%, co dość mocno odczuwa się przy rowerze załadowanym do tego stopnia, że nie można go podnieść.
No, ale do rzeczy. Przejechaliśmy Ueckeritz i Koserow, a w Trassenheide skęciliśmy na południowy-zachód na Wolgast (dawna nazwa słowiańska: Wołogoszcz).
W Niemczech przystanki i transformatory oddano w ręce artystów graffiti.
W Wolgast już byliśmy z Danielem w czasie ubiegłorocznej wyprawy na Uznam. Przed Wolgast ścieżka miała formę polnej drogi wiodącej przez kwitnące pola rzepaku. Trasy rowerowe naprawdę są tam urozmaicone.
Zdjęcie z kolekcji Daniela:
Zjeżdżamy z wyspy Uznam na Wolgast przez most zwodzony.
Przez kilkanaście kilometrów spotykaliśmy potem niemieckiego sakwiarza – a to on nas mijał, a to my jego (na marginesie, sakwiarzy widzieliśmy na wyprawie sporo).
Postanowiliśmy nie jechać najkrótszą trasą łączącą Wolgast z Greifswaldem (dawna nazwa słowiańska: Gryfia), a skierować się na oznaczoną trasą rowerową wiodącą w pobliżu morza (nie była specjalnie ciekawa, poza miejscem popasu, za to wydłużyła nam dzienny dystans).
Przed Freest poczuliśmy głód i postanowiliśmy zatrzymać się w ładnej marinie, by tam zagotować sobie na kuchenkach obiad (podziękowania dla Meak’a, który pokazał mi ten pomysł na naszej wyprawie na Suwalszczyznę w 2008 roku).
Zdjęcie z kolekcji Daniela:
Pichcę obiadek :)
Potem niestety trasa wiodła dość marnymi ścieżkami z kostki przez jakieś tereny przemysłowe, więc z niecierpliwością oczekiwaliśmy na dotarcie do Greifswaldu. Po głowie błąkał nam się pomysł podsunięty przez niemieckiego sakwiarza, aby wsiąść na prom w miejscowości Lubmin i stamtąd bezpośrednio dopłynąć na Rugię i zaoszczędzić czas. Pomysł jednak upadł, bo na Rugię chcieliśmy dojechać.
Po dość nużącym odcinku dojechaliśmy do Greifswaldu, przepięknego i zabytkowego miasta uniwersyteckiego, gdzie snują się tłumy studentów (pieszo i na rowerach).
Z Greifswaldu skierowaliśmy się na Stralsund, choć mieliśmy wątpliwości, czy zdążymy tam jeszcze tego dnia dojechać, tym bardziej, że w innych relacjach wyczytałem, że 31 km odcinek, gdzie wolno jeździć rowerem to zabytkowa brukowana „Hansa Route”, która biegnie wzdłuż pięknej drogi asfaltowej. Jakoś nigdzie na tej asfaltówce nie zauważyliśmy zakazu poruszania się rowerami, więc po prostu na nią wjechaliśmy. Bruk był wykańczający, a do tego wiatr w twarz.
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów stwierdziliśmy, że dziś już nie damy rady dojechać na Rugię, campingów ani śladu więc – szukamy miejsca do spania na dziko. Miejsce znaleźliśmy, ale po tym jak Daniela oblazło stado kleszczy, zwiewaliśmy stamtąd aż się kurzyło.
Po przejechaniu około 10 km asfaltową drogą otrąbił nas samochód. Po chwili wiedzieliśmy dlaczego – nie ma zakazu ruchu rowerów, ale jest znak dozwalający poruszanie się pojazdów jadących z minimalną prędkością 30 km/h. No cóż, nie dla nas z sakwami i pod wiatr takie tempo. Zjechaliśmy na bruk i telepaliśmy się tak do Stahlbrode przez jakieś 6 km.
Spojrzałem na tablicę informacyjną i...hurra! W Stahlbrode jest camping (stamtąd kursują promy za 2,40 EUR na Rugię, cena za osobę i rower). Nas jednak tym razem nie interesowała przeprawa.
Zamierzaliśmy nazajutrz dojechać do Stralsundu.
Camping okazał się przyjemny, a gdy dowiedzieliśmy się, że za domek zapłacimy tylko o 3 EUR więcej niż za rozbicie namiotu, wybór dla nas był oczywisty – domek, prysznic, kanapa i piwko przed snem :)))
...i jeszcze wybraliśmy się do portu do knajpki :)))
W drodze do portu - chatka pomorska.
Port w Stahlbrode.
Dystans dnia pierwszego: 116,54 km
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2309 (kcal)
Trasa wyprawy:
WSZYSTKIE MOJE ZDJĘCIA Z WYPRAWY - KLIKNIJ TU
ZDJĘCIA DANIELA (CIEKAWE, A MOŻE I CIEKAWSZE)- KLIKNIJ TU
FILM Z PIERWSZEGO DNIA WYPRAWY:
Przed wyprawą został „odtańczony Taniec Słońca”, żeby zapewnić pogodę na czas wyprawy – skutek jak zwykle był pozytywny, bo od czwartku do niedzieli mieliśmy piękne słońce (dziś, kiedy to piszę w domu w poniedziałek – leje deszcz). Powinienem chyba tańczyć ten taniec zarobkowo dla innych rowerzystów :))).
W środę wieczorem Daniel przyjechał do mnie samochodem z Nowej Soli. Następnego ranka wrzuciliśmy ‘na pakę’ samochodu nasze rowery, sakwy, namioty i cały potrzebny sprzęt i ruszyliśmy do Świnoujścia. Dojechaliśmy trochę późno, bo przed godziną 10:00. Tam nasze rowery zostały objuczone niczym wielbłądy sakwami. Przeżyłem chwilę niepewności, gdy zobaczyłem, że jedna z rurek tylnego bagażnika ma pęknięty spaw (musiał być naruszony wcześniej i puścił przy załadunku) i to w dolnej części, najbardziej obciążonej. Mocowanie składa się z trzech rurek, więc przy pomocy czterech opasek ‘strepsów’ umocowałem luźną rurkę do pozostałych dwóch i ...postanowiłem liczyć na szczęście (na co można liczyć na starcie w wolny dzień, w Boże Ciało ? :)).
Po objuczeniu naszych pojazdów pojechaliśmy na przeprawę promową w centrum Świnoujścia. Przepłynęliśmy rzekę i ruszyliśmy w stronę granicy z Niemcami (zdjęcie z kolekcji Daniela).
Przejechaliśmy ścieżkami rowerowymi przez słynne cesarskie kurorty Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin.
To mój wielbłąd :)
W Bansin usłyszałem podejrzany trzask z okolic bagażnika. Pod wpływem naprężeń puścił jeden ze ‘strepsów’, ale nic poważniejszego się nie stało. Zastąpiłem go nowym.
Wbrew temu, co się uważa, niemieckie ścieżki rowerowe to nie tylko gładki jak stół asfalt, często są to ścieżki z kostki typu „Polbruk”, zaś ścieżka wiodąca północną częścią wyspy Uznam jest wykonana z ubitego szutru. Prowadzi ona malowniczymi wzgórzami morenowymi wśród przepięknych lasów, często tuż przy klifie, a nachylenia sięgają tam nawet 16%, co dość mocno odczuwa się przy rowerze załadowanym do tego stopnia, że nie można go podnieść.
No, ale do rzeczy. Przejechaliśmy Ueckeritz i Koserow, a w Trassenheide skęciliśmy na południowy-zachód na Wolgast (dawna nazwa słowiańska: Wołogoszcz).
W Niemczech przystanki i transformatory oddano w ręce artystów graffiti.
W Wolgast już byliśmy z Danielem w czasie ubiegłorocznej wyprawy na Uznam. Przed Wolgast ścieżka miała formę polnej drogi wiodącej przez kwitnące pola rzepaku. Trasy rowerowe naprawdę są tam urozmaicone.
Zdjęcie z kolekcji Daniela:
Zjeżdżamy z wyspy Uznam na Wolgast przez most zwodzony.
Przez kilkanaście kilometrów spotykaliśmy potem niemieckiego sakwiarza – a to on nas mijał, a to my jego (na marginesie, sakwiarzy widzieliśmy na wyprawie sporo).
Postanowiliśmy nie jechać najkrótszą trasą łączącą Wolgast z Greifswaldem (dawna nazwa słowiańska: Gryfia), a skierować się na oznaczoną trasą rowerową wiodącą w pobliżu morza (nie była specjalnie ciekawa, poza miejscem popasu, za to wydłużyła nam dzienny dystans).
Przed Freest poczuliśmy głód i postanowiliśmy zatrzymać się w ładnej marinie, by tam zagotować sobie na kuchenkach obiad (podziękowania dla Meak’a, który pokazał mi ten pomysł na naszej wyprawie na Suwalszczyznę w 2008 roku).
Zdjęcie z kolekcji Daniela:
Pichcę obiadek :)
Potem niestety trasa wiodła dość marnymi ścieżkami z kostki przez jakieś tereny przemysłowe, więc z niecierpliwością oczekiwaliśmy na dotarcie do Greifswaldu. Po głowie błąkał nam się pomysł podsunięty przez niemieckiego sakwiarza, aby wsiąść na prom w miejscowości Lubmin i stamtąd bezpośrednio dopłynąć na Rugię i zaoszczędzić czas. Pomysł jednak upadł, bo na Rugię chcieliśmy dojechać.
Po dość nużącym odcinku dojechaliśmy do Greifswaldu, przepięknego i zabytkowego miasta uniwersyteckiego, gdzie snują się tłumy studentów (pieszo i na rowerach).
Z Greifswaldu skierowaliśmy się na Stralsund, choć mieliśmy wątpliwości, czy zdążymy tam jeszcze tego dnia dojechać, tym bardziej, że w innych relacjach wyczytałem, że 31 km odcinek, gdzie wolno jeździć rowerem to zabytkowa brukowana „Hansa Route”, która biegnie wzdłuż pięknej drogi asfaltowej. Jakoś nigdzie na tej asfaltówce nie zauważyliśmy zakazu poruszania się rowerami, więc po prostu na nią wjechaliśmy. Bruk był wykańczający, a do tego wiatr w twarz.
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów stwierdziliśmy, że dziś już nie damy rady dojechać na Rugię, campingów ani śladu więc – szukamy miejsca do spania na dziko. Miejsce znaleźliśmy, ale po tym jak Daniela oblazło stado kleszczy, zwiewaliśmy stamtąd aż się kurzyło.
Po przejechaniu około 10 km asfaltową drogą otrąbił nas samochód. Po chwili wiedzieliśmy dlaczego – nie ma zakazu ruchu rowerów, ale jest znak dozwalający poruszanie się pojazdów jadących z minimalną prędkością 30 km/h. No cóż, nie dla nas z sakwami i pod wiatr takie tempo. Zjechaliśmy na bruk i telepaliśmy się tak do Stahlbrode przez jakieś 6 km.
Spojrzałem na tablicę informacyjną i...hurra! W Stahlbrode jest camping (stamtąd kursują promy za 2,40 EUR na Rugię, cena za osobę i rower). Nas jednak tym razem nie interesowała przeprawa.
Zamierzaliśmy nazajutrz dojechać do Stralsundu.
Camping okazał się przyjemny, a gdy dowiedzieliśmy się, że za domek zapłacimy tylko o 3 EUR więcej niż za rozbicie namiotu, wybór dla nas był oczywisty – domek, prysznic, kanapa i piwko przed snem :)))
...i jeszcze wybraliśmy się do portu do knajpki :)))
W drodze do portu - chatka pomorska.
Port w Stahlbrode.
Dystans dnia pierwszego: 116,54 km
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
116.54 km (40.00 km teren), czas: 06:40 h, avg:17.48 km/h,
prędkość maks: 49.00 km/hTemperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2309 (kcal)
K o m e n t a r z e
O kurcze:)
Pojechaliście w jeden z najpiękniejszych zakątków Bałtyku:)
W Stralsundzie jest fantastyczne muzeum morskie. Kajman - 07:00 środa, 9 czerwca 2010 | linkuj
Pojechaliście w jeden z najpiękniejszych zakątków Bałtyku:)
W Stralsundzie jest fantastyczne muzeum morskie. Kajman - 07:00 środa, 9 czerwca 2010 | linkuj
Hmm... Było zarąbiście! :-D Cykloza już daje mi się we znaki. Dziś nie mogę usiedzieć w pracy! Ruszyłbym od zaraz na wyprawę - koniecznie z sakwami! :-D
danielkoltun - 13:12 wtorek, 8 czerwca 2010 | linkuj
No Misiaczu widze ze sie rozwijasz :) rzeczywiście fajnie opisujesz traski.
jurektc - 15:31 poniedziałek, 7 czerwca 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!