- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wyprawa do Niemiec - dzień 2: Lassan - Wolgast - Bansin - Świnoujście
Niedziela, 13 września 2009 | dodano: 15.09.2009Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Wyprawy na Wyspę Uznam, U przyjaciół ...
FILM DANIELA Z WYPRAWY - KLIKNIJ
W nocy padało, było też chłodno. Pomimo założenia na siebie kilku warstw i posiadania śpiwora do -2 st. C zimno było odczuwalne, może to przez wilgoć. Zaplanowana pobudka o 6:00 rano troszkę nam się przeciągnęła, ale to nic.
Widok o poranku na nieco zawilgocone lokum.
Spokojnie się umyliśmy, zjedliśmy śniadanko i przygotowaliśmy prowiant i napoje na drogę.
To zaspany Daniel...
...a to zaspany Misiacz :))) Dwa muminki :P
Po zdaniu klucza do sanitariatów w recepcji ruszyliśmy w kierunku Wolgast. Była godzina 8:45 ...
Wyjazd.
Pogoda z początku nie nastrajała optymistycznie, przez moment nawet siąpiła lekka mżawka, ale momentalnie przeszła, widać prewencyjny Taniec Słońca ją powstrzymał :)))
Chmury nadal zaciągały niebo z każdej strony. Zbliżając się do Wolgast zmieniliśmy uprzednio zaplanowaną trasę i pojechaliśmy malowniczym skrótem, choć po betonowych płytach. Po pewnym czasie dojechaliśmy do drogi, którą planowaliśmy jechać. Zauważyliśmy, że estetykę urządzeń technicznych, wiat, itp. na Uznam i w ogóle w rejonie powierzono utalentowanemu grafficiarzowi. Jego prace widać co krok.
Potem niestety, choć krótko, to jednak musieliśmy 4 kilometry przejechać bardzo ruchliwą trasą. Po przekroczeniu tablicy z napisem Wolgast znów mieliśmy komfort podróżowania po ścieżkach rowerowych.
Samo Wolgast (w czasach słowiańskich nazwa brzmiała Wołogoszcz) to bardzo urokliwe miasteczko z zadbaną starówką (choć tam słowo "zadbany" to w większości przypadków standard).
Mini-Misiacz na kolejnej wyprawie :)))
Zabytkowy spichlerz w porcie.
Z Wolgast przejechaliśmy mostem zwodzonym przez rzekę Peene (Piana) na wyspę Uznam.
Jadąc w kierunku Trassenheide, zatrzymaliśmy się w polu pod drzewem na posiłek. Rozłożyliśmy alumatę i przyrządziliśmy kanapki.
Kiedy dojechaliśmy wreszcie do morza, naszym oczom ukazał się taki oto przepiękny, ale niezbyt optymistycznie nastrajający widok.
Wsiedliśmy na rowerki i ruszyliśmy w stronę Zinnowitz. Gdzieś tam lunęło - na szczęście zdołaliśmy się ukryć pod daszkiem pewnej restauracji. Po kilku minutach stwierdziliśmy, że nie ma co stać, tylko trzeba zakładać pelerynki i jechać. Tak też zrobiliśmy, zwłaszcza, że deszcz osłabł.
Tu dokonałem odkrycia! Moja pelerynka z Lidla ma cudowne właściwości! Jak tylko ją założyłem - deszcz ustawał. Jak tylko zdjąłem i spakowałem - zaczynał kropić. Taka zabawa w ciuciubabkę trwała z pół godziny (tu zdjęcie z kolekcji Daniela).
A potem wyszło słońce! Trasa wybrzeżem Bałtyku na tej wyspie jest niesamowicie piękna, aż chce się tam wrócić!
Spadek ścieżki 16%, napis mówi, żeby zejść z roweru...ale czy my musimy rozumieć po niemiecku? :)))
W międzyczasie natknęliśmy się na niesamowity widok. To współczesna rzeźba wykonana ze starych rowerów. Przezornie nie podaję lokalizacji, bo może któremuś z naszych "przedsiębiorczych" rodaków zechce się tam wybrać i zdemontować pod osłoną nocy tę konstrukcję. W końcu niektóre ramy i koła były w dobrym stanie i po co się mają marnować "u Niemca" ;)
Ścieżka. Po lewej morze, a po prawej można rozbijać namioty i stawiać przyczepy. Ciągnie się to kilometrami.
Powoli zaczęliśmy myśleć o znalezieniu miłego miejsca na ugotowanie kolejnego posiłku.
W końcu znaleźliśmy wiatę. Tym razem podgrzałem "Danie węgierskie" z serii "Kociołek do Syta". Dobre, naprawdę dobre i bez chemii...
Po wyjechaniu z lasu dotarliśmy do eleganckiego nadmorskiego kurortu Seebad Bansin.
Dalej trasa wiodła do Heringsdorf i Ahlbeck. Po drodze byliśmy cały czas sympatycznie pozdrawiani, a raz zatrzymaliśmy się na krótką pogawędkę zagadnięci przez sympatycznych niemieckich turystów z Munster pod holenderską granicą (zdjęcie z kolekcji Daniela).
Potem dojechaliśmy nadmorską ścieżką do granicy polskiej, gdzie niestety ścieżka się zakończyła, a zaczęła droga leśna. Wjechaliśmy do Świnoujścia. Na prom wjechaliśmy dosłownie w ostatniej chwili, miał już odbijać, ale obsługa nas zauważyła i wstrzymała zamykanie bramki.
Po przeprawieniu się na drugi brzeg kupiliśmy na stacji PKP bilety na pociąg do Szczecina, bo Daniel musiał być jeszcze tego samego dnia w Nowej Soli.
Wraz z nami do pociągu zapakowała się grupa turystów rowerowych z Polic (9 rowerów) oraz pan i pani (również na rowerach) ze Szczecina (okazało się, że ta pani mieszka ulicę dalej ;)) Co ciekawe - wszyscy oni jechali po podobnej trasie jak my i również byli na dwudniowej wyprawie.
Zdjęcie z kolekcji Daniela.
To już zdjęcie przed blokiem. Koniec trasy.
Przebieg trasy.
W domu, kiedy rozwinąłem namiot do suszenia, znalazłem na nim żywą biedronkę z Lassan. Wypuściłem ją przez okno i normalnie odleciała...ciekawe, czy się dogada z naszymi polskimi biedronkami? :)))
PEŁNA FOTORELACJA Z WYPRAWY ZNAJDUJE SIĘ TU:
1) Mój album
2) Album Daniela
P.S. Nowy bagażnik przedni low-rider jak na razie super, a zwłaszcza nóżka przy nim to wyjątkowo praktyczna rzecz! Muszę tylko pamiętać, żeby ją składać, bo była schowana pod sakwą i zapominałem, a Daniel mi ciągle przypominał :)))
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1538 (kcal)
W nocy padało, było też chłodno. Pomimo założenia na siebie kilku warstw i posiadania śpiwora do -2 st. C zimno było odczuwalne, może to przez wilgoć. Zaplanowana pobudka o 6:00 rano troszkę nam się przeciągnęła, ale to nic.
Widok o poranku na nieco zawilgocone lokum.
Spokojnie się umyliśmy, zjedliśmy śniadanko i przygotowaliśmy prowiant i napoje na drogę.
To zaspany Daniel...
...a to zaspany Misiacz :))) Dwa muminki :P
Po zdaniu klucza do sanitariatów w recepcji ruszyliśmy w kierunku Wolgast. Była godzina 8:45 ...
Wyjazd.
Pogoda z początku nie nastrajała optymistycznie, przez moment nawet siąpiła lekka mżawka, ale momentalnie przeszła, widać prewencyjny Taniec Słońca ją powstrzymał :)))
Chmury nadal zaciągały niebo z każdej strony. Zbliżając się do Wolgast zmieniliśmy uprzednio zaplanowaną trasę i pojechaliśmy malowniczym skrótem, choć po betonowych płytach. Po pewnym czasie dojechaliśmy do drogi, którą planowaliśmy jechać. Zauważyliśmy, że estetykę urządzeń technicznych, wiat, itp. na Uznam i w ogóle w rejonie powierzono utalentowanemu grafficiarzowi. Jego prace widać co krok.
Potem niestety, choć krótko, to jednak musieliśmy 4 kilometry przejechać bardzo ruchliwą trasą. Po przekroczeniu tablicy z napisem Wolgast znów mieliśmy komfort podróżowania po ścieżkach rowerowych.
Samo Wolgast (w czasach słowiańskich nazwa brzmiała Wołogoszcz) to bardzo urokliwe miasteczko z zadbaną starówką (choć tam słowo "zadbany" to w większości przypadków standard).
Mini-Misiacz na kolejnej wyprawie :)))
Zabytkowy spichlerz w porcie.
Z Wolgast przejechaliśmy mostem zwodzonym przez rzekę Peene (Piana) na wyspę Uznam.
Jadąc w kierunku Trassenheide, zatrzymaliśmy się w polu pod drzewem na posiłek. Rozłożyliśmy alumatę i przyrządziliśmy kanapki.
Kiedy dojechaliśmy wreszcie do morza, naszym oczom ukazał się taki oto przepiękny, ale niezbyt optymistycznie nastrajający widok.
Wsiedliśmy na rowerki i ruszyliśmy w stronę Zinnowitz. Gdzieś tam lunęło - na szczęście zdołaliśmy się ukryć pod daszkiem pewnej restauracji. Po kilku minutach stwierdziliśmy, że nie ma co stać, tylko trzeba zakładać pelerynki i jechać. Tak też zrobiliśmy, zwłaszcza, że deszcz osłabł.
Tu dokonałem odkrycia! Moja pelerynka z Lidla ma cudowne właściwości! Jak tylko ją założyłem - deszcz ustawał. Jak tylko zdjąłem i spakowałem - zaczynał kropić. Taka zabawa w ciuciubabkę trwała z pół godziny (tu zdjęcie z kolekcji Daniela).
A potem wyszło słońce! Trasa wybrzeżem Bałtyku na tej wyspie jest niesamowicie piękna, aż chce się tam wrócić!
Bałtyk widziany z wyspy Uznam© Misiacz
Spadek ścieżki 16%, napis mówi, żeby zejść z roweru...ale czy my musimy rozumieć po niemiecku? :)))
W międzyczasie natknęliśmy się na niesamowity widok. To współczesna rzeźba wykonana ze starych rowerów. Przezornie nie podaję lokalizacji, bo może któremuś z naszych "przedsiębiorczych" rodaków zechce się tam wybrać i zdemontować pod osłoną nocy tę konstrukcję. W końcu niektóre ramy i koła były w dobrym stanie i po co się mają marnować "u Niemca" ;)
Ścieżka. Po lewej morze, a po prawej można rozbijać namioty i stawiać przyczepy. Ciągnie się to kilometrami.
Powoli zaczęliśmy myśleć o znalezieniu miłego miejsca na ugotowanie kolejnego posiłku.
W końcu znaleźliśmy wiatę. Tym razem podgrzałem "Danie węgierskie" z serii "Kociołek do Syta". Dobre, naprawdę dobre i bez chemii...
Po wyjechaniu z lasu dotarliśmy do eleganckiego nadmorskiego kurortu Seebad Bansin.
Dalej trasa wiodła do Heringsdorf i Ahlbeck. Po drodze byliśmy cały czas sympatycznie pozdrawiani, a raz zatrzymaliśmy się na krótką pogawędkę zagadnięci przez sympatycznych niemieckich turystów z Munster pod holenderską granicą (zdjęcie z kolekcji Daniela).
Potem dojechaliśmy nadmorską ścieżką do granicy polskiej, gdzie niestety ścieżka się zakończyła, a zaczęła droga leśna. Wjechaliśmy do Świnoujścia. Na prom wjechaliśmy dosłownie w ostatniej chwili, miał już odbijać, ale obsługa nas zauważyła i wstrzymała zamykanie bramki.
Po przeprawieniu się na drugi brzeg kupiliśmy na stacji PKP bilety na pociąg do Szczecina, bo Daniel musiał być jeszcze tego samego dnia w Nowej Soli.
Wraz z nami do pociągu zapakowała się grupa turystów rowerowych z Polic (9 rowerów) oraz pan i pani (również na rowerach) ze Szczecina (okazało się, że ta pani mieszka ulicę dalej ;)) Co ciekawe - wszyscy oni jechali po podobnej trasie jak my i również byli na dwudniowej wyprawie.
Zdjęcie z kolekcji Daniela.
To już zdjęcie przed blokiem. Koniec trasy.
Przebieg trasy.
W domu, kiedy rozwinąłem namiot do suszenia, znalazłem na nim żywą biedronkę z Lassan. Wypuściłem ją przez okno i normalnie odleciała...ciekawe, czy się dogada z naszymi polskimi biedronkami? :)))
PEŁNA FOTORELACJA Z WYPRAWY ZNAJDUJE SIĘ TU:
1) Mój album
2) Album Daniela
P.S. Nowy bagażnik przedni low-rider jak na razie super, a zwłaszcza nóżka przy nim to wyjątkowo praktyczna rzecz! Muszę tylko pamiętać, żeby ją składać, bo była schowana pod sakwą i zapominałem, a Daniel mi ciągle przypominał :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
76.85 km (40.00 km teren), czas: 04:54 h, avg:15.68 km/h,
prędkość maks: 40.00 km/hTemperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1538 (kcal)
K o m e n t a r z e
Widzę że masz całkiem blisko do Niemiec, gdzie w przyszle wakacje bede trochę jeździł. Mógłbyś dać trochę informacji nt. jazdy tam?
Chodzi mi o noclegi na dziko, przyjazność ludzi -w PL chyba wszedzie dostanie sie wrzątek, albo stempelek w sklepie do książeczki - a jak to wygląda u naszych sąsiadów? I jak z językiem? Angielski wystarczy? O czymś szczególnym trzeba pamiętać jadąc tam?
Jeśli możesz odpisz na michal.r90 na gmail com
PS. A co do właściwości pelerynki z Lidla - coś w tym jest, może jakiś materiał specjalny:P w każdym razie też mam kurtę o takim samym! działaniu :) miok - 15:45 czwartek, 24 września 2009 | linkuj
Chodzi mi o noclegi na dziko, przyjazność ludzi -w PL chyba wszedzie dostanie sie wrzątek, albo stempelek w sklepie do książeczki - a jak to wygląda u naszych sąsiadów? I jak z językiem? Angielski wystarczy? O czymś szczególnym trzeba pamiętać jadąc tam?
Jeśli możesz odpisz na michal.r90 na gmail com
PS. A co do właściwości pelerynki z Lidla - coś w tym jest, może jakiś materiał specjalny:P w każdym razie też mam kurtę o takim samym! działaniu :) miok - 15:45 czwartek, 24 września 2009 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!