- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Do Schwedt z Adrianem na zakupy i mały relaksik...
Sobota, 31 maja 2014 | dodano: 31.05.2014Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
No to moi drodzy czytelnicy...hehehe...o ile jeszcze takowi się ostali, jako że moje wpisy ostatnio są rzadkością - wybrałem się na wyjazd inny niż typu "Dom-praca-dom" ;).
Wtajemniczeni wiedzą, że dzieje się tak, ponieważ "wsiąkłem" mocno w bieganie i jakoś tak...eee...no mniej na rowerek wsiadam :).
No dobra.
Wsiadłem.
Chciałem połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli w aptece w Schwedt kupić pewien lek dla mamy Basi, który dziwnym trafem w Polsce nie jest już sprzedawany, natomiast w Niemczech jest dostępny i to w dużo niższej cenie niż sprzedawany był w Polsce.
Przy okazji zamierzałem zajrzeć do tamtejszego Lidla w poszukiwaniu pysznego wina "Malvisia Nera" z rejonu Puglia we Włoszech.
Do głowy na towarzystwo przyszedł mi "Bronik", "Gadzik", Adrian i Jurek.
- "Bronik" nie mógł z przyczyn osobistych.
- "Gadzik" miał wyłączony telefon.
- "Jurek" by mnie zajeździł jak psa, więc odpuściłem (chciałem względnie spokojnie pojechać) :))).
- "Adrian" od razu był chętny i nie groziła mi zapaść po jeździe z nim (co miałoby zapewne miejsce przy jeździe z powyższym osobnikiem) :).
O 10:00 ruszyłem spod garażu i za przejściem granicznym w Rosówku spotkałem się z Adrianem.
Pogoda była przednia (Basia odtańczyła "Taniec Słońca" :))), choć wiał dość silny wiatr, na szczęście był boczny z zachodu.
Przerwa na foto nad rozlewiskami odrzańskimi.
W Schwedt pojechaliśmy do "Oder Center", gdzie bez problemu zakupiłem potrzebny lek, po czym - na życzenie Adriana - zaczęliśmy zwiedzać "enerdowskie" blokowiska :))).
Ot, miał chłopak chęć na specyficzne klimaciki, to czemu nie? ;)
Na jednym z nich w "Netto" zakupiliśmy izotoniki chmielowe (mój bezalkoholowy).
Poszukiwanego wina nie było, więc zakupiłem do domu hiszpańskie tempranillo "La Feria".
Starówka w Schwedt.
Kościół na starówce.
Adrian pokazał mi mur dawnej synagogi, którą w czasie pogromów zniszczyli naziści (jeśli dobrze zrozumiałem napisy na tablicy).
Byłem tu po raz pierwszy, a przecież do Schwedt jeździłem wielokrotnie.
Na promenadzie nad Odrą odkorkowaliśmy wywary z chmielu i spałaszowaliśmy kanapki.
Powrót był nieco bardziej uciążliwy, bo wiatr wiał "w trzustkę" jak zwykł mawiać "Monter" ;).
W Mescherin pożegnałem się z Adrianem, który przed odjazdem do Gryfina pokazał mi nową wieżę widokową, którą Niemcy kończą budować tuż nad Odrą.
Górkę pod Staffelde (dzięki bieganiu) pokonałem praktycznie bez wysiłku, a dalej nie jechałem już na Neurochlitz, a odbiłem na Pargowo "Szlakiem Bielika".
Za Pargowem nie wjeżdżałem na zrytą przez dziki część szlaku.
Do jej dalszej szutrowej części dostałem się przez Kamieniec i wjechałem na szlak dopiero w Moczyłach.
Udało mi się jeszcze załapać ostatnie w tym roku resztki żółtego rzepaku...jesień znaczy idzie :))).
W Siadle Dolnym zajechałem do pani Danuty, która sprzedaje przepyszne domowe pierogi (można zjeść na miejscu lub zabrać ze sobą).
Ja zapakowałem je do sakwy, bo chciałem aby i Basia mogła ich spróbować.
W domu byłem przed 18:00.
Pierogi posmakowały :).
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2315 (kcal)
Wtajemniczeni wiedzą, że dzieje się tak, ponieważ "wsiąkłem" mocno w bieganie i jakoś tak...eee...no mniej na rowerek wsiadam :).
No dobra.
Wsiadłem.
Chciałem połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli w aptece w Schwedt kupić pewien lek dla mamy Basi, który dziwnym trafem w Polsce nie jest już sprzedawany, natomiast w Niemczech jest dostępny i to w dużo niższej cenie niż sprzedawany był w Polsce.
Przy okazji zamierzałem zajrzeć do tamtejszego Lidla w poszukiwaniu pysznego wina "Malvisia Nera" z rejonu Puglia we Włoszech.
Do głowy na towarzystwo przyszedł mi "Bronik", "Gadzik", Adrian i Jurek.
- "Bronik" nie mógł z przyczyn osobistych.
- "Gadzik" miał wyłączony telefon.
- "Jurek" by mnie zajeździł jak psa, więc odpuściłem (chciałem względnie spokojnie pojechać) :))).
- "Adrian" od razu był chętny i nie groziła mi zapaść po jeździe z nim (co miałoby zapewne miejsce przy jeździe z powyższym osobnikiem) :).
O 10:00 ruszyłem spod garażu i za przejściem granicznym w Rosówku spotkałem się z Adrianem.
Pogoda była przednia (Basia odtańczyła "Taniec Słońca" :))), choć wiał dość silny wiatr, na szczęście był boczny z zachodu.
Przerwa na foto nad rozlewiskami odrzańskimi.
W Schwedt pojechaliśmy do "Oder Center", gdzie bez problemu zakupiłem potrzebny lek, po czym - na życzenie Adriana - zaczęliśmy zwiedzać "enerdowskie" blokowiska :))).
Ot, miał chłopak chęć na specyficzne klimaciki, to czemu nie? ;)
Na jednym z nich w "Netto" zakupiliśmy izotoniki chmielowe (mój bezalkoholowy).
Poszukiwanego wina nie było, więc zakupiłem do domu hiszpańskie tempranillo "La Feria".
Starówka w Schwedt.
Kościół na starówce.
Adrian pokazał mi mur dawnej synagogi, którą w czasie pogromów zniszczyli naziści (jeśli dobrze zrozumiałem napisy na tablicy).
Byłem tu po raz pierwszy, a przecież do Schwedt jeździłem wielokrotnie.
Na promenadzie nad Odrą odkorkowaliśmy wywary z chmielu i spałaszowaliśmy kanapki.
Powrót był nieco bardziej uciążliwy, bo wiatr wiał "w trzustkę" jak zwykł mawiać "Monter" ;).
W Mescherin pożegnałem się z Adrianem, który przed odjazdem do Gryfina pokazał mi nową wieżę widokową, którą Niemcy kończą budować tuż nad Odrą.
Górkę pod Staffelde (dzięki bieganiu) pokonałem praktycznie bez wysiłku, a dalej nie jechałem już na Neurochlitz, a odbiłem na Pargowo "Szlakiem Bielika".
Za Pargowem nie wjeżdżałem na zrytą przez dziki część szlaku.
Do jej dalszej szutrowej części dostałem się przez Kamieniec i wjechałem na szlak dopiero w Moczyłach.
Udało mi się jeszcze załapać ostatnie w tym roku resztki żółtego rzepaku...jesień znaczy idzie :))).
W Siadle Dolnym zajechałem do pani Danuty, która sprzedaje przepyszne domowe pierogi (można zjeść na miejscu lub zabrać ze sobą).
Ja zapakowałem je do sakwy, bo chciałem aby i Basia mogła ich spróbować.
W domu byłem przed 18:00.
Pierogi posmakowały :).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
110.44 km (6.00 km teren), czas: 05:30 h, avg:20.08 km/h,
prędkość maks: 44.00 km/hTemperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2315 (kcal)
K o m e n t a r z e
Jak miło poczytac Twoją relację; dowcipna, pouczająca, a i zdjęcia ładne. Dziękuję.
haniamatita - 21:40 sobota, 31 maja 2014 | linkuj
Zgadza się. Fajnie, że w Niemczech można rozkoszować się "chmielem" podczas rowerowania :)
Gryf - 19:52 sobota, 31 maja 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!