MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:659.18 km (w terenie 43.70 km; 6.63%)
Czas w ruchu:26:30
Średnia prędkość:22.49 km/h
Maksymalna prędkość:56.00 km/h
Suma kalorii:9760 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:47.08 km i 2h 39m
Więcej statystyk

Kozą...

Poniedziałek, 7 marca 2011 | dodano: 07.03.2011Kategoria Szczecin i okolice
...
Takie tam celowo "przesterowane" zdjęcie starej drożdżowni, wybudowanej pod koniec XIX wieku, obecnie w ruinie...
Dawna przedwojenna drożdżownia. © Misiacz

Tędy wracałem z zakupów w "Cetusie"...
Wrota boczne kościoła przy Bogurodzicy. © Misiacz

...a tędy turlałem się w stronę ul. Wierzbowej...
Wiatrak holenderski. Cmentarz Centralny. © Misiacz


... Rower:Koza Dane wycieczki: 17.42 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 30.00 km/h
Temperatura:3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

320 km, czyli weekendowego hard-core'u "ciąg dalszy" :)

Niedziela, 6 marca 2011 | dodano: 06.03.2011Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią...
Cały weekend na rowerze! Blisko 320 km!
Piątek: 203 km z Gadzikiem przez Hochensaaten
Sobota: Szczeciński rajd BS do Locknitz. Prawie Masa Krytyczna!

Naprawdę sporo przejechałem, ale cykloza nie wybiera. Choć miałem wypoczywać, to skusiłem się...a raczej skusiłem Basię na krótką przejażdżkę w celu wypróbowania jej nowego roweru. Dokonałem drobnych regulacji i powiedziałem Basi, żeby sprawdziła, czy wszystko OK.
Czekam...
Czekam...
Czekam...
Nie ma. Pojechała i nie ma. Objechałem osiedle kilkakrotnie. Nie ma!
Minęło 20 minut, nie ma.
Pojechałem w stronę Centralnego, na liczniku już prawie 5 km...patrzę, a tam Basia.
Jak małe dziecko, wsiadła na nową zabaweczkę i tyle...po prostu pojechała sobie i już. Tylko klapsa w dupę dać!
Zrobiliśmy parę kółek, rowerek spisuje się znakomicie, Basia na nim też.
KTM i Prophete na Ruskiej. © Misiacz
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 12.15 km (4.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 30.40 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 253 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Szczeciński rajd BS do Locknitz. Prawie Masa Krytyczna!

Sobota, 5 marca 2011 | dodano: 05.03.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Moje zaskoczenie jest coraz większe. Czemu?
Jeszcze w listopadzie 2010 roku zastanawiałem się, czy na moją propozycję Pierwszego Szczecińskiego Rajdu Bikestats ktokolwiek pojawi się na miejscu zbiórki. Wtedy przez pierwsze 10 minut miałem wątpliwości, które jednak się rozwiały, kiedy w sumie zebrało się aż 9 osób.
Od pewnego czasu takich wątpliwości już nie mam, jednak wczoraj naprawdę byłem zaskoczony!
W pewnym momencie liczebność grupy sięgnęła 12 osób!!! Piszę „w pewnym momencie”, bo różne osoby dojeżdżały i odjeżdżały w różnych miejscach, generalnie przez większość czasu jechało 11 osób. Jeszcze moment, a zrobi się z tego cotygodniowa Masa Krytyczna Bikestats! ;)))
Dobra, a teraz do rzeczy. Kto jechał? Oto lista (prawie alfabetycznie, przynajmniej jeśli chodzi o osoby przynależące do naszej cyklotycznej sekty BS ;))):

1. Aneta (Athena)
2. Adrian(Gryf)
3. Butros
4. Jurek (Jurektc)
5. Marek (Odysseus)
6. Paweł(Sargath)
7. Piotrek (Rammzes)
8. Robert (Lewy89)
9. Sebastian(Shrink)
10. Krzysiek (Kris)
11. Arek
12. No i Misiacz…znaczy ja ;)

Jednego byłem pewien – że moja wczorajsza dwusetka (~203 km)z Gadembagiennym będzie niczym, będzie Pikusiem, sobotnim spacerem w porównaniu do setki z Cyborgami?
Czy się pomyliłem? Ani trochę. Tym razem do spółki dołożył się wicher.

No to się spakowałem z rana. Odsłaniam zasłony a tam…mokre ulice. Ale to nic, zdecydowałem się jechać mimo wczorajszej dwusetki w nogach i tych mokrych ulic, ponieważ:

a) Paweł (Sargath) zaplanował ciekawą trasę.
b) Chciałem zrobić zakupy w Locknitz, które były w planach.
c) Byłem ciekaw, ile tym razem pojawi się osób…
d) Byłem ciekaw samych tych osób (może to powinno być na pierwszej pozycji nawet).

Czereda na Moście Długim.


Traska wyglądała z grubsza tak: KLIKNIJ

Paweł oddał mi na początku prowadzenie, jako że jestem zwolennikiem utrzymywania zrównoważonego tempa.
Sęk w tym, że jestem również zwolennikiem przestrzegania pewnych zasad, więc przy Autostradzie Poznańskiej wprowadziłem grupę na ścieżkę rowerową, zamiast olać zakaz i jechać dwupasmówką. Niestety, żadnych zasad nie przestrzegają fiutki, które tłuką butelki na drogach dla rowerów. Krótko mówiąc, skończyło się to dwoma flakami, u Shrinka i u Arka, a ja miałem dowód, że praworządność nie powinna chyba dotyczyć pewnych krajów…i nie dotyczy w sumie.

Guma.


Po załataniu dziur ruszyliśmy w stronę przejścia granicznego Rosówek / Rosow, do którego mieliśmy jakieś 10 km. No i się zaczęło…Aaa, zapomniałem dodać, że podałem się jako prowadzący do dymisji po powzięciu decyzji o jeździe ścieżką! ;)))
A co się zaczęło? Ano pomijając wicher wiejący w mordę, na czele ustawił się Kris, a czym to się kończy wie większość czytelników. Ja to też wiem, a jako że uodporniłem się na tzw. „psychozę tłumu”, nie pogoniłem za Krisem i za wszystkimi, którzy pogonili za Krisem, tylko wrzuciłem swoje stałe tempo 24 km/h i turlałem się, mając w zasięgu wzroku powoli oddalającą się grupkę (która i tak potem zaczęła się przybliżać, więc jak dla mnie na jedno wyszło ;))).
Przecież chyba nikt nie zostawi powolnego Misiacza na pastwę żywiołów? ;)))))))

W Rosow skontaktowaliśmy się z Adrianem (Gryfem), który miał do nas dojechać z Gryfina do Tantow w Niemczech, jednak okazało się, że dojechał tam wcześniej i ruszył nam naprzeciw w kierunku Rosow. Spotkaliśmy się mniej więcej w połowie drogi.

Przed Tantow.


Od Tantow w kierunku Storkow dostawaliśmy już wycisk na całego. Wicher już się z nami nie cackał w ogóle, dął z pustych pól prosto w twarz. Jego złośliwości sprzyjało morenowe ukształtowanie terenu, oferując nam długie, proste i wykańczające podjazdy. Tam grupa na dobre porwała się na kawałki.
Maniacy ciśnięcia na pedały, zrywania mięśni ud i rozciągania łańcuchów pomknęli do przodu, reszta grupek mieliła w swoim mniej lub bardziej ślimaczym tempie, mając tę świadomość, że w Storkow Cyborgi i tak zaczekają ze stopniowo wychładzającymi się im ciuchami na grzbiecie! :PPP
W Storkow zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek i sfotografowanie zabytkowego wiatraka.

Wiatrak w Storkow.




Następnie drogą dla rowerów (nie, nie…na tamtejszych drogach nie tłucze się masowo butelek) dojechaliśmy do Penkun, gdzie nasz „zroweryzowany gang” zaparkował pojazdy przed kościołem, wzbudzając chyba pewne zaniepokojenie starszego mężczyzny z domku naprzeciwko, który uważnie nas obserwował. Cóż, słowiański najazd dla człowieka, który za młodu służył w Wehrmahcie lub SS może i mógł się wydać niepokojący, a co najmniej nie na miejscu…;)

Kościół w Penkun.


Plemię Słowian przed kościołem.

Sprzed kościoła pojechaliśmy do zamku w Penkun, gdzie spotkaliśmy Butrosa. Wskutek nieporozumienia pojechał on planowaną trasą, tylko…w przeciwnym kierunku. ;)))

Zamek w Penkun.


Pojazdy gangu 1.


Pojazdy gangu 2.


Pojazdy gangu 3.
Pojazdy gangu BS ;))) © Misiacz


Z Penkun pojechaliśmy do Krackow, gdzie znajduje się okazałe muzeum starych pojazdów.
Trasa zaczęła się wić, więc udało nam się dostać wiatr w plecy. Tam Shrink pokazał mi, co to znaczy być prawdziwym Cyborgiem…i zaczął znikać w oddali.

Na trasie jestem zwolennikiem motta, którego autorem jest Leszek Miller : "Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna". ;)))
Oczywiście są wśród nas tacy, którzy potrafią i dobrze zacząć i dobrze skończyć; sami zainteresowani to wiedzą. Ja swoją kondycję zazwyczaj wolę „rozplanowywać”.

Do Krackow dojechaliśmy w dość dobrych warunkach. Tam pokazałem Shrinkowi rzeźby w starych wykonane w starych, uschniętych drzewach.
Na wejście do muzeum pojazdów zdecydował się Paweł i Marek.
My możemy zwiedzić to muzeum na fotografiach Pawła i Marka:
ZDJĘCIA Z RELACJI PAWŁA
ZDJĘCIA Z RELACJI MARKA
Muzeum techniki w Krackow.


Z Krackow ruszyliśmy przez Glasow w kierunku Locknitz. Wichura była niemożebna, do tego dokładały się górki i pagórki, a ekipa cały czas się tasowała.
Przed samym Locknitz Cyborgi pomknęły do przodu, mijając bez zatrzymywania się 1000-letni dąb. Niestety, Shrink go nigdy wcześniej nie widział, ale udało mi się go dogonić i pokazać mu ten pomnik przyrody. Ja sam zatrzymałem się na batonika obok w wiacie, gdzie mieliśmy posiłek w czasie Pierwszego Szczecińskiego Rajdu Bikestats

Budka w Locknitz.


Omijając sprytnym skrótem malowniczą przystań nad pięknym jeziorem, tak aby „nikt nie marnował czasu na głupoty typu robienie zdjęć” potoczyliśmy się do sklepu REWE w Loecknitz na zakupy! ;)))

Zakupy napojów...eee...hm...izotonicznych ?


Od tego momentu już mieliśmy jechać z wiatrem w plecy. W okolicach Ploewen udało mi się rozpędzić z górki do 52 km/h, co nie przeszkodziło Cybrogom w „połknięciu” mnie za chwilę na podjeździe.
Granicę przekroczyliśmy w Lubieszynie, a w Dołujach byłem świadkiem, jak Athena na twardych trybach szybko podjeżdża pod ciężki i upierdliwy podjazd do Dołuj. Uważam, że określenie Cyborgini, które nadał Athenie Gadzik jest jak najbardziej na miejscu – widzę, że to u Odysseusa i Atheny chyba rodzinne – taka para turystów posiadających w zanadrzu tryb „Cyborg”;))).

W zasadzie w Dołujach ekipa się rozjechała. Athena i Odysseus skręcili gdzieś na Wąelnicę, Cyborgi pojechały w kierunku Mierzyna, a ja ze Shrinkiem i Gryfem ruszyliśmy na Przecław.
Wiatr był na tyle sprzyjający, że udało nam się utrzymywać 35 km/h, w porywach do 40 km/h.
Na Rondzie Hakena pożegnaliśmy Gryfa, a ja zaprosiłem Shrinka do siebie, gdzie upitrasiłem obiadek i kawę, żeby zregenerować nasze siły.
Ponownie wsiedliśmy na rowery przed godziną 19:00, jako że 30 minut później Shrink miał pociąg powrotny do Nowogardu, więc odprowadziłem go na dworzec, przy okazji dokręcając nieco kilometrów i poprawiając średnią (jakoś mi się szybko ostatnio po mieście jeździ).

Po powrocie do domu stwierdziłem u siebie pewne znużenie mięśni, ale z tego co wyliczyłem wynika, że w dwa dni zrobiłem blisko 308 kilometrów, więc zakładam, że to normalne odczucie.

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 104.86 km (5.00 km teren), czas: 04:45 h, avg:22.08 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2300 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)

203 km z Gadzikiem przez Hochensaaten.

Piątek, 4 marca 2011 | dodano: 04.03.2011Kategoria Rekordy Misiacza (pow. 200 km), Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Pewnego dnia Jarek (Gadbagienny) przysłał mi maila z zapytaniem, czy w razie wolnego piątku wybiorę się z nim na przejażdżkę wzdłuż granicy, do Osinowa Dolnego za Cedynię z opcją powrotu przez Niemcy. Miałem wolny piątek i…machnęliśmy naprawdę bez specjalnego wysiłku z Jarkiem ok. 203 km przez Gryfino i Hohensaaten w Niemczech. No to fajna się zrobiła z tego przejażdżka. Miało być 175 km, a wyszło jak wyszło! ;)

Mapka poniżej zrobiła się troszkę nieaktualna, bo robiliśmy dokrętkę do 202, ale być może, jeśli komuś się zechce, to się mapkę poprawi. ;)))



W sumie to nie wiedziałem za bardzo, jak się ubrać, bo nad razem było -5 stopni, a w dzień miało być +4. Bądź tu mądry! Bardziej nastawiłem się na te późniejsze +4 stopnie, więc było „rześko”, jak to mówi Jarek! ;))) Nogi trochę kostniały, ale od czego herbata w termosie?

Ustaliliśmy z Jarkiem stałe tempo na 24 km/h, czego ściśle się trzymaliśmy ...ale bez przesady, nie pod górki, tempomatów nie mamy! Pozwoliło nam to na zachowanie sił do samego końca. Kiedy wiatr pomagał lub było z górki, jechało się oczywiście szybciej.

Lekko marznąc, przez Czepino dojechaliśmy do Gryfina. Jadąc przez Gryfino, usłyszałem z przejeżdżającego samochodu: "Dawaj, Misiacz, dawaj!!!" Patrzę, a tu z okna szczerzy do mnie gębę w uśmiechu nasz kompan z BS - Adrian (Gryf)! :)))

Jarek w Gryfinie.


Za Gryfinem nadal jechało się fajnie, choć wciąż było „rześko”, a na trasie pojawiły się dość ostre morenowe wzniesienia. Po wzięciu jednak garści rodzynek w gębę siły szybko przybywało.
Mieliśmy założenie wg zasad Jarka – w ciągu godziny przejechać 20 km. Udawało nam się to do 60 kilometra, mimo kilku drobnych postojów.
Mróz potrafi jednak wycisnąć co nieco z pęcherza! ;)

Za Widuchową.


Przed Krajnikiem Dolnym zatrzymaliśmy się na chwilę na granicznym urwisku nad Odrą, aby zrobić parę fotek. Nadal trzymał mróz i snuła się wilgoć, przeciskająca się jakimś cudem do ciała przez kilka warstw ubrania.

Przed Krajnikiem.


W Krajniku zaproponowałem Jarkowi zatrzymanie się na gorącą kawę w knajpie, w której swego czasu pożeraliśmy kiełbaski z grilla z Jurkiem (jurektc) i Krisem, robiąc dystans 202 km.
Restauracja i obsługa okazała się bardzo przyjemna, widać że jest nastawiona na Niemców z pobliskiego Schwedt, ale ma to zbawienny wpływ na smak zupy. Zamówiliśmy po misce pomidorowej, z kupą makaronu i byliśmy wniebowzięci. Kawa była mocna jak szatan. Naprawdę, wizyta tam dodała nam mnóstwa sił.

Na zupce w Krajniku, pycha! :)



Solidnie posileni i rozgrzani ruszyliśmy w kierunku miejscowości Piasek. Troszkę się bałem podjazdu, bo jest długi (chyba z 5 km) i upierdliwy, jednak zupka z kawką sprawiły, że w ogóle tego nie odczułem…a może to te rodzynki? ;)
Drzewa były pięknie oszronione i nareszcie przez mgłę zaczęło przebijać się słońce!

Podjazd do Piasku.


Jechało nam się tak dobrze, że zaczęliśmy rozważać wydłużenie trasy do 200 km, co jak wiadomo zrobiliśmy. Ilość przerw była spora, a mimo to nie przeszkodziła w utrzymywaniu odpowiedniego tempa całego przejazdu.

Sikanie...;)


Sprzyjał nam wiatr, a w zasadzie jego brak, bowiem dym z kominów unosił się prawie pionowo.
Przed Cedynią jest długa prosta z nowiutkiego asfaltu. Na końcu drogi ukazał się nam impresjonistyczny widok…

Cedynia we mgle...


W Cedynii zakupiłem dodatkowe napoje, ponieważ za niedługo mieliśmy wjeżdżać do Niemiec, a tam nie ma tylu sklepików, co u nas.
Prawdę mówiąc, sklepików nie ma tam prawie wcale.
Za Cedynią zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie w 972 roku rozegrała się pomiędzy księciem Mieszkiem I a margrabią Hodonem Bitwa pod Cedynią.

Miejsce bitwy pod Cedynią.


Dojeżdżając do przejścia granicznego w Osinowie Dolnym obserwowaliśmy dym z kominów. Pojawił się naprawdę lekki wiaterek, ale gęby nam się ucieszyły, bo choć lekki to miał nam wiać w plecy!
Po przekroczeniu granicy skręciliśmy na północ, poruszając się super gładkim asfaltem drogi rowerowej „Oder-Neisse Radweg”, biegnącej wzdłuż Nysy i Odry od granicy z Czechami prawie po Bałtyk.

To już Niemcy. Śluza w Hohensaaten.


Cóż powiedzieć, jechało się znakomicie, zefirek dmuchał w plecy, ja wiozłem się na kole Gadzika przez większość trasy, bo dla niego opory powietrza nie mają znaczenia, a dla mnie tak. Nawet nie chciał zmian, a przypuszczam, że beze mnie byłby w domu 2 godziny wcześniej! ;)))
Czasem też jechaliśmy obok siebie, ucinając sobie pogawędki i snując plany kolejnych wyjazdów…

Trasa "Oder-Neisse Radweg"


Wróciły ptaki. Wiosna idzie!


Trzymając tempo około 30 km/h zbliżaliśmy się do Schwedt. Nie było w tym żadnego wysiłku, bo był równy asfalt, wiaterek w plecy i Gadzik przede mną. ;)

Mostek koło Schwedt. Średnia wyszła jak na razie 24,1 km/h.


Kra na kanale...


Cały czas uczciwie kręcąc, dojechaliśmy do Gartz i Mescherin. Tam okazało się, że po przyjeździe do Szczecina zabraknie nam kilkunastu kilometrów do 200-tki, więc postanowiliśmy zrobić „dokrętkę” po mieście. Najlepszym sposobem na to jest pojechać nad jezioro Głębokie i tak też zrobiliśmy.

Zabrakło do 200 km...więc dokrętka na Głębokie!


Wracając do miasta nadal nam brakowało na licznikach paru kilometrów, więc pojechaliśmy do portu. We mnie coś wstąpiło i zacząłem po ulicach śmigać niczym goniec rowerowy. Czułem pełnię sił i radość, że zaraz wykręcę pierwszą w tym roku dwusetkę.
Mina Gadabagiennego w tym momencie…bezcenna! ;)))

No to się udało!
Tyle wyszło u mnie pod domem!
Dzisiejszy dystans. Naprawdę fajna trasa! © Misiacz
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 202.36 km (5.00 km teren), czas: 08:26 h, avg:24.00 km/h, prędkość maks: 48.00 km/h
Temperatura:-4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 4571 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(24)

Słoneczna rundka ;)

Środa, 2 marca 2011 | dodano: 02.03.2011Kategoria Szczecin i okolice
Pogoda przepiękna, na ulicach korki, więc nie było lepszego sposobu jak wskoczyć na Kozę i pomknąć przez miasto!
To kolejne zdjęcie co brzydszych kwartałów Szczecina, specjalnie dla Rammzesa! ;)))
Tu socrealistyczny budynek, kapitalistyczne banki, nowe BMW i stara Koza.
Budynek socrealistyczny i banki. © Misiacz


Tuż obok stoi pomnik kondotiera Colleonioego, który po wojnie został zagrabiony przez Warszawę i mimo wielu starań Szczecina, przez lata nie można go było odzyskać.
W Warszawie nadal znajduje się wiele zabytków przywłaszczonych po wojnie, których "stolyca" nie zamierza oddawać.
Pomnik Colleoniego. Szczecin. © Misiacz

Na jednej ze ścian natknąłem się na na takie oto ogłoszenie:
Ogłoszenie Nestle o pracę. © Misiacz

Powrót na spokojnie do domu, bez szaleństw... Rower:Koza Dane wycieczki: 18.96 km (1.00 km teren), czas: 00:58 h, avg:19.61 km/h, prędkość maks: 31.50 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)